W Nowej Słupi rozpoczęły się 54. Dymarki Świętokrzyskie. W trakcie imprezy, uczestnicy mogą zapoznać się z pradawną kulturą i zwyczajami.
Do Nowej Słupi ze Śląska przyjechali państwo Helena i Bronisław Stankiewicz. Na wycieczkę zabrali także swoją 9-letnią wnuczkę Wiktorię. Pani Helena przyznaje, że zawsze chciała przyjechać na tę imprezę.
– Moje panieńskie nazwisko to Dymarczyk. Nie wiedzieliśmy skąd ono pochodzi. Teraz już wiemy, że ktoś musiał być hutnikiem albo kowalem – mówi.
Wojciech Wasiak, koordynator historyczny pikniku dymarkowego informuje, że kulminacyjnym punktem imprezy będzie rozbicie pieca. Nastąpi ono między 17.30 a 18.00. – Najlepiej zobaczyć jak to wygląda, bo trudno jest opisać. To żar i ogień. W konstrukcji, w której wytapiano żelazo pali się węgiel drzewny razem z rudą żelaza, którą dawno temu wydobywało się w Rudkach. Aby dostać się do żelaza trzeba rozbić piec. Resztki takich konstrukcji zalegają w województwie świętokrzyskim. Tu były największe pola wytopu żelaza w barbarzyńskiej Europie. Do dziś intryguje proces wytopu, który przez naszych przodków był opanowany w sposób perfekcyjny. Trzy lata temu udało nam się wytopić trochę żelaza stosując dawne metody, ale jak się okazuje to bardzo trudny i wymagający proces – mówi.
Impreza odbywa się od 1967 roku. Andrzej Gąsior, burmistrz Nowej Słupi zauważa, że mimo epidemii ta tradycja jest kultywowana.
– Nie mogliśmy zorganizować imprezy masowej, ze względu na brak zgody ze strony sanepidu. Turyści, którzy tu przyjadą zobaczą wielki plac budowy, ponieważ powstają tu dwa obiekty – mówi. Z jednej strony powstaje Muzeum Starożytnego Hutnictwa Świętokrzyskiego, a z drugiej Park Legend Gór Świętokrzyskich.
Wstęp jest bezpłatny. Impreza kontynuowana będzie także w niedzielę.