– Najważniejsza jest publiczność, która przychodzi na spektakle – mówiła Alicja Węgorzewska-Whiskerd. Śpiewaczka operowa, dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej była gościem kawiarenki festiwalowej w hotelu Bristol.
Było to kolejne wydarzenie, wpisujące się w program 27. Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego im. Krystyny Jamroz w Busku Zdroju.
Artystka przyznała, że to jej powrót na to wydarzenie po 10 latach. Wyjaśniła, że z dyrektorem artystycznym festiwalu, Arturem Jaroniem zna się ze sceny.
– Współpraca z maestro Jaroniem to wiele lat przyjaźni, to wspaniałe koncerty zarówno w Polsce, jak i za granicą. Ale chyba z takim rozrzewnieniem wspominamy tournée po Zatoce Perskiej, co w dzisiejszych, covidowych czasach brzmi egzotycznie. Graliśmy spektakle „Carmen”. Była to bardzo intensywna praca, bo co drugi dzień wsiadaliśmy w samolot i lecieliśmy do innego kraju, a za nami korpus dyplomatyczny, który stwierdził, że to jest tak atrakcyjny program, że można latać z Kuwejtu do Bahrajnu, z Bahrajnu do Kataru, także wspominam to z rozrzewnieniem. Dzisiaj prawie wydaje się to niemożliwe, że to wszystko się stało – zauważyła.
Okres pandemii pokazał że trzeba być kreatywnym
Alicja Węgorzewska powiedziała, że współpraca z Arturem Jaroniem zawsze była profesjonalna.
– Pamiętam atmosferę pracy, która jest niezwykle ważna dla artysty – niezwykły komfort, perfekcyjne przygotowanie, i niesłychanie ciepłą atmosferę. I jak tak parzę na działania Artura przez ostatnie lata, to chwała za to, że festiwal trwa, pięknie się rozwija, posiada finansowanie i państwo jesteście – zwróciła się do widzów.
– To jest najważniejsze, bo to, że my jesteśmy, tworzymy sobie różne projekty to jest jedno, ale ostatni rok pokazał, że możemy wszystko tworzyć i to zostanie w czterech ścianach. Ja zawsze powtarzałam moim artystom, że najważniejsza jest publiczność, ta która przychodzi na spektakle.
Opowiadała, jak pracowicie zespół Warszawskiej Opery Kameralnej, któremu szefuje, spędził czas lockdownu.
– Bardzo się cieszę, że się okazałam dobrym dyrektorem na złe czasy – oceniła.
– Bo łatwo być dyrektorem, mając duże finansowanie, wspaniałych artystów, wielkich sponsorów, ale ten okres pandemii pokazał, że trzeba być kreatywnym, trzeba słuchać artystów i ich potrzeb, trzeba być otwartym na nowe wyzwania, i powiem że czas pandemii okazał się niezwykle owocny – dodała.
Wiele efektów tych działań można zobaczyć w TVP Kultura, bądź na internetowej stronie Warszawskiej Opery Kameralnej.
„Ja kocham Rafała Olbińskiego”
W repertuarze tej instytucji jest kilka tytułów, przy realizacji których Alicja Węgorzewska współpracowała z pochodzącym z Kielc, światowej sławy artystą, Rafałem Olbińskim. Wspominała pierwsze z nim spotkanie.
– Były moje 40. urodziny, bardzo uroczyste z wieloma fajnymi ludźmi i przyszedł mój przyjaciel z kolegą. Ten kolega przyniósł mi wydawnictwo z wszystkimi operami, z wielkimi nazwiskami. Wszystkie miały okładki Olbińskiego. Absolutnie biały kruk. Spojrzałam na tego człowieka i mówię: „pan nawet nie wie, jak ja kocham Rafała Olbińskiego. To jest najpiękniejszy prezent z tych wszystkich”. A on mi podaje rękę i mówi: „Rafał Olbiński”. Tak się poznaliśmy – śmiała się.
Od niedawna Alicja Węgorzewska współpracuje także z projektantką z Kielc, Justyną Anną Petelicką. Jak przyznała, korzysta z jej projektów nie tylko na wielkie wyjścia.
– Jest absolutnie bajkową postacią. Pomyślałam, że skoro jest taka zdolna, to coś tu w teatrze trzeba dla niej wymyślić. I akurat w tym czasie przyszedł do mnie redaktor Jan Bończa-Szabłowski, z informacją, że jego fundacja uzyskała środki na zrealizowanie „Matki” Stanisława Ignacego Witkiewicza. Okazało się, że reżyser, Jakub Przebindowski ma tak mało pieniędzy, że nie było z czego robić tej inscenizacji. Wyciągnęliśmy stare dekoracje, już nieużywane, i Witek Stefaniak (scenograf) opryskał je grubą warstwą pomarańczowej farby. Do tego były motki wełny i Justyna zrobiła kostiumy tak bajkowe, że Kuba Przebindowski ostatnio zaprosił ją do współpracy w teatrze w Łodzi. Więc kariera Justyny rozszerzała się też na projektowanie kostiumów teatralnych – dodała dyrektor.
„Babcia nie umiała się rozstawać z rzeczami i ja mam tak samo”
Przy okazji Alicja Węgorzewska zdradziła, czy ma dużą garderobę.
– Moja babcia nie umiała się rozstawać z rzeczami i ja mam tak samo. Mam wielki strych, a tam wszystkie sukienki od początku swojej kariery. Ale ostatnio jeden ze śpiewaków, który brał udział w takim moim projekcie „Bitwa śpiewaków na róże”, powiedział mi, ze powinnam wrzucać te moje suknie na jakieś aukcje charytatywne. To jest super pomysł. Będę miała wreszcie pusty strych. Tych sukien jest dużo, część cztery rozmiary temu. Naprawdę są piękne, bo przywożone z całego świata, ze szlachetnych materiałów – opisywała.
Artystka wyjaśniła też, dlaczego piękne stroje sceniczne są tak ważne.
– Kiedy stoi się na scenie, na której jest temperatura ze 40 stopni Celsjusza, reflektory grzeją, to ważne jest, żeby suknia „oddychała”, żeby pięknie wyglądała dla państwa, dla publiczności. Bo na spotkanie z publicznością też się trzeba przygotować – podkreśliła.
Poruszanych tematów było wiele: skąd wziął się u niej talent menadżerski, dlaczego zdecydowała się zasiąść w jury telewizyjnego show „Bitwa na głosy”, a także o wspieraniu przez artystkę młodych talentów.
Koncert z udziałem gwiazdy
Alicja Węgorzewska jest jedną z gwiazd 27. Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego im. Krystyny Jamroz w Busku Zdroju. W niedzielę, 11 lipca, o godzinie 17.30 wystąpi w kościele pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela w Skalbmierzu. Koncert jest zatytułowany „Ave Maria przez wieki”. Wstęp wolny.