Docierają tam, gdzie nikt inny się nie odważy, a żadna maszyna nie sięga. Spędzają w koronach drzew prawie cały dzień, często na wysokości 40 metrów, by zbierać szyszki, pielęgnować pomniki przyrody, albo… zbierać miód. Arborysta to jeden z najbardziej niebezpiecznych zawodów.
Maciej Kołodziejczyk, leśnik i arborysta właśnie tłumaczy, że stare drzewa, pomniki przyrody wymagają stałej opieki i usuwania chorych fragmentów konarów, a dostęp do nich często jest niemożliwy dla wysięgników. W takich sytuacjach niezbędni są specjaliści, którzy wspinają się na drzewa z użyciem lin.
– Praca polega na pielęgnacji drzew metodą dostępu linowego, czyli bezinwazyjnego poruszania się w koronie drzew. Najczęściej są to drzewa pomnikowe: lipy, dęby, które wymagają cięć sanitarnych, korygujących. Kilkumetrowe ścięte konary opuszczane są na ziemię w bezpieczny sposób za pomocą systemu lin – wyjaśnia leśnik.
Cięcia wykonywane są za pomocą pilarek spalinowych, więc oprócz trudności z poruszaniem się po drzewach, arboryści muszą uporać się z ciężkim sprzętem. Poza korekcją drzew, do zadań arborystów należy też zbieranie szyszek, których leśnicy używają do sadzenia lasów.
– Przy zbiorze szyszek wchodzimy na wysokość 40 metrów, głównie na jodłach. Prowadzimy zbiór materiału rozmnożeniowego. Zbieramy szyszki z samego czubka drzewa – tłumaczy arborysta.
Jak dodaje Maciej Kołodziejczyk pracę arborysty można łączyć z bartnictwem, ponieważ sposób poruszania się po drzewach na linach i tzw. leziwie jest bardzo podobny. Letnia pogoda sprzyja opiece nad barciami i pszczołami a czasem pozyskiwaniu miodu.