W Klinice Chorób Zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach przybywa pacjentów z biegunkami poantybiotykowymi. Obecnie z tego powodu hospitalizowanych jest 14 chorych, a codziennie zgłaszają się kolejne osoby.
Piotr Stępień z kliniki informuje, że nie jest to nowa choroba. Natomiast w ciągu ostatniego pół roku liczba osób w Polsce, które się z nią zmagają, jest taka, jak w ciągu ostatnich pięciu lat. Spowodowane jest to nadużywaniem antybiotyków.
– W Polsce już przynajmniej od kilkunastu lat mówi się o nadużywaniu antybiotyków w lecznictwie otwartym. Te antybiotyki są coraz skuteczniejsze. Jednak im lek tego typu jest skuteczniejszy, czyli o szerszym spektrum, tym większe ryzyko wywołania biegunki poantybiotykowej. Pamiętajmy, że antybiotyk jest bronią obosieczną, czyli z jednej strony zabija bakterie w miejscu docelowym, czyli np. w płucach czy w przewodzie pokarmowym, ale z drugiej strony działa na naszą mikroflorę, na te bakterie prawidłowe. Po prostu je zabija – mówi dr Piotr Stępień.
Jak dodaje, biegunka poantybiotykowa to choroba, która w wielu przypadkach niestety powraca.
– O ile w przypadku COVID-19 osoba przechoruje tę chorobę i w optymistycznym wariancie nie będzie miała stałych następstw, tak w przypadku biegunki poantybiotykowej nawet po zakończeniu leczenia istnieje ryzyko nawrotu choroby. Sięga ono od 20. do nawet 30 proc. Niestety, ale jest to choroba potencjalnie śmiertelna i nawet 16 proc. pacjentów może umrzeć. Choroba ta może doprowadzić do niedrożności jelita, do perforacji jelita grubego czy do zapalenia otrzewnej – dodał Piotr Stępień.
Dotychczas na biegunki poantybiotykowe rocznie w Polsce zapadało około 10 – 11 tys. osób, czyli tyle ile w ciągu tylko ostatniego pół roku.