Tęsknili za miłością i bogactwem. Odnalezienie mitycznego kwiatu paproci miało pomóc spełnić te pragnienia. Dziś nikt nie szuka „miłośniczej rośliny”, a przecież ona nadal rośnie w świętokrzyskich lasach.
Puszczanie wianków w Noc Kupały / autor: Andriej Aleksijewicz Szyszkin
W Noc Kupały, która przypadała na czas letniego przesilenia, panny i kawalerowie łączyli się ze sobą w pary. Liczne rytuały, od wieków wspierały Słowian w tym dziele. Po dziewięciu miesiącach od świętowania sobótek, wraz z powrotem do kraju bocianów, w wiejskich chałupach słychać było kwilenie niemowląt. Do dziś bocian jest symbolem narodzin i pokrętnego odpowiadania nieletnim na pytanie: „skąd się biorą dzieci?”.
Niemałą rolę w zwiększaniu populacji naszych przodków odgrywało wspólne poszukiwanie magicznego kwiatu paproci, który miał młodym przysporzyć dostatku i szczęścia.
Zofia Stryjeńska – „Wianki”
Być sprytniejszym od czarta
W noc przesilenia letniego panny wiły wianki z kwiatów i magicznych ziół, a potem śpiewając miłosne pieśni rzucały je w nurt rwącej wody. W dole rzeki wyławiali je młodzieńcy. Następnie wracali do wsi szukając właścicielki wianka. Połączona w ten sposób para mogła wyruszyć w gęstwinę lasu na poszukiwanie mitycznego kwiatu paproci.
W świetokrzyskich lassach
kwitnie kwiat paproci
chto po niego puńdzie
i jego nolezie,
ten bedzie bogaty.
Puńde w las, puńde w las,
na Biołego Jana (noc świętojańska)
bede ci tam sukać swojego kochanio”
Pisaną gwarą świętokrzyską przyśpiewkę zanotowała Ewa Siudajewska, najsłynniejsza świętokrzyska gawędziarka.
– Tak właśnie od wieków śpiewali górale świętokrzyscy tęskniąc, jedni za miłością, inni za bogactwem, zdrowiem, czy wiedzą tajemną. Wszystkie te marzenia spełnić się mogły każdemu, jednak najpierw trzeba było znaleźć magiczny kwiat paproci, a to nie było takie łatwe. Kwiat zakwitał tylko raz w roku, w czasie czarodziejskiej nocy świętojańskiej. Rósł w głębokich, przepastnych ostępach puszczy świętokrzyskiej. Przepięknie pachniał i otoczony był jaśniejącym blaskiem – opisuje Ewa Siudajewska.
Opowiada, że śmiałkowie, którzy pragnęli go zdobyć, musieli wejść do lasu o północy i nago, gdyż tak jak świat roślin nie posiada nic własnego, tak i człowiek musi wchodząc do niego pozbyć się wszelkiej własności. Pragnący zdobyć kwiat musieli być pokorni i odważni, ponieważ silnie go strzegły zazdrosne o swoje skarby diabły i demony władające siłami natury. Idąc w ciemności przez gąszcz, nago i boso, byli przez nie cały czas straszeni i mamieni.
– Słyszy on warczenie dzikich zwierząt, pohukiwanie, ryk i przeraźliwy pisk, ale to jest tylko złudzenie. Jeśli krzyknie i zakłóci spokój lasu, zerwą się burze z piorunami. Zdaje mu się, że widzi jasność bijącą od kwiatu, ale gdy dochodzi, blask się ciągle oddala. To diabły wodzą człowieka po manowcach. Jeśli taki człowiek wydostanie się z lasu, jest ledwo żywy z przerażenia i trudów, dlatego wielu aby oszukać diabły i demony szło przez las tyłem – opowiada.
Jeśli umęczony szczęściarz znalazł w końcu kwiat paproci, natychmiast dostrzegał wszystkie diabelskie kryjówki z ukrytymi w nich skarbami, a jeśli wrócił do domu nie straciwszy kwiatu, wszystko czego zapragnął natychmiast się spełniało.
– Wiele jest legend i godek o poszukiwaczach kwiatu paproci. Wielu jest też przekonanych, że paproć nie jest rośliną kwitnącą. Czyżby od prawieków w Górach Świętokrzyskich, guślarki, wiedźmy i owczarze posiadający tajemną wiedzę o roślinach mylili się? Nie, bo w bardzo starej piosence wiejskie dziewczęta pragnące miłości i szczęścia małżeńskiego śpiewały:
Masierzole*, masierzole, cary ziele
pospies-ze mi pospies to to moje wesele”
*czarodziejskie ziele czyli nasięźrzał
Gdy byłam panienką, opowiadały mi babki, że dziewczęta szukały nasięźrzału w lasach, zapamiętywały miejsce, a w noc świętojańską nago wchodziły do lasu i zrywając kwiat, mówiły zaklęcie:
Masierzole mocne ziele
beze mnie upatrzone,
lo mnie zakwitnione,
dej mi sceścio wiele,
co bym chłopa dostała,
chtórego bede chciała”
– Gdy przyniosły roślinę do domu, suszyły ją i piły napar przez wiele dni. Podobno po wypiciu tego naparu stawały się ponętne i zalotne, a oczy błyszczały im jak gwiazdy. Mężczyźni, których sobie upodobały, nie mogli im się oprzeć – opowiada Ewa Siudajewska.
Witold Pruszkowski – „Kwiat paproci”
Roślina miłośnicza
Pierwsze wzmianki o roślinie zwanej nasięźrzałem odnotowano już w XV wieku. W Polsce to gatunek dziś rzadko spotykany. Objęty jest ścisłą ochroną gatunkową. Głównym zagrożeniem dla tej paproci jest osuszanie siedlisk, zmiana sposobu użytkowania łąk oraz zarastanie. Nasięźrzał jest niepozorną roślinką, która osiąga wysokość od 5 do 30 cm. Z jej krótkiego, bezzieleniowego i nierozgałęzionego kłącza wyrasta co roku jeden liść nadziemny. Podzielony jest on na część wegetatywną i kłos zarodnionośny. Zygmunt Gloger opisując wygląd nasięźrzału wskazywał na pewną interesującą zbieżność:
Wygląda to jakby język węża wychodzący z liścia – przez analogję wąż wysuwający się z zieleni, żeby kusić Ewę. Wiemy, że została skuszona. Nic więc dziwnego, że roślina, będąca w wyobraźni uosobieniem sceny kuszenia niewiasty w raju, została przede wszystkiem magiczną rośliną, mającą mieć zdolność jednania miłości”
Skąd się wzięła ta trudna, łamiąca język nazwa, wyjaśnia w „Encyklopedii Staropolskiej” Zygmunt Gloger:
Zamiast „zobaczyłem” mówimy niekiedy „uźrzałem”; nasięźrzał znaczy więc na-się-zrzał czyli na-się-patrzał.” Magia kwiatu paproci miała zatem sprawić, że zakochani spojrzą na siebie z miłością i dostrzegą sens wspólnego życia. Także Józef Ignacy Kraszewski w jednej z baśni opisuje kwiat paproci, który rozgląda się dookoła: „[…] świeci z dala kwiatek, pięć listków złotych dokoła, a w środku oko obraca się jak młyn”
Szukajmy kwiatu paproci
Mimo, że czasem na festynach i zabawach zakładamy wianki, to dziś nikt już nie szuka kwiatu paproci. Na szczęście artyści, mający od nas większą wrażliwość, wierzą w jego istnienie i moc, a niektórzy nawet mogli ją odczuć na własnej skórze.
– Doskonale pamiętam, bo było to przed maturą, że postanowiłam nie wracać do domu bez kwiatu paproci. Choć był to roboczy dzień ubrałam się odświętnie i późnym wieczorem zanurzyłam się w moim mrocznym lesie dzieciństwa a im bardziej się w niego zagłębiałam, tym większa ogarniała mnie cisza. Czułam podniosłą atmosferę, czar się na pewno spełni – podpowiadał rozum. I pośród ciemnych zarysów monumentu drzew zobaczyłam coś migocącego na polanie. To był on! Srebrzysto-złoto-błękitny migocący wesoło pośród leśnego poszycia. Pobiegłam ile sił w nogach nie zważając na bolesne uderzenia gałęzi i szpile jałowców. Już byłam blisko, już miałam go prawie w ręku gdy nagle nad moją głową przeleciała olbrzymia sowa. Upadłam a wyciągnięta ręka nie trafiła na kwiat, ale na pewno lekko go musnęła. Musiało się tak zdarzyć bo wróciłam do domu szczęśliwa a co najważniejsze, z powodzeniem przeszłam egzamin poprawkowy z matematyki a była to moja achillesowa pięta. Pomógł mi w tym oczywiście kwiat paproci! Innego wytłumaczenia nie znajduję ani ja, ani moja profesor od matematyki! – zdradza poetka Anna Brudek-Zielińska.
Zofia Stryjeńska – „Wianki”
Nie ma piękniejszego miesiąca na celebrowanie miłości niż czerwiec, gdy świat pachnie jaśminem, piwoniami, różami i skoszoną trawą. Nie zastępujemy naszego słowiańskiego, pełnego magii i ciepła święta, lutowymi Walentynkami. Nie zamieniajmy pachnących ziołami wianków na plastikowe serduszka, baloniki i pudełka czekoladek. Szukajmy razem kwiatu paproci i patrzmy na siebie z miłością.
Zygmunt Gloger:
[…] Każdy naród słowiański, który pragnie własne życie rozwijać, musi w swoejm piśmiennictwie, w swej sztuce, widowiskach, zabawach i rozrywkach, podsinić, odtwarzać i wyzyskiwać obrazy obyczaju swego z przeszłości i zachowywać piękniejsze zwyczaje praojców swoich, […], do jakich należy sobótka i wianki”.
Beata Ryń