Mieszkańcy Olszownicy w gminie Baćkowice obawiają się, że niedługo stracą łąki. Nieczyszczone rowy melioracyjne, a także dodatkowe osiedlenie się bobrów sprawia, że woda stoi, przez co pola podmakają. W niektóre miejsca nie można wjechać już sprzętem rolniczym, ponieważ ziemia się zapada.
Mieszkańcy narzekają, że płacą składki do Gminnej Spółki Wodnej, ale efektów prac nie widać. Uważają, że wkrótce dojdzie do całkowitego zniszczenia łąk. Po wielu słownych interwencjach i rozmowach poprosili Radio Kielce o pomoc.
– Dojdzie do tego, że zaleje łąki moje i sąsiada. Potem to wszystko trzeba będzie kopać koparką, będzie bagno. Jak pójdzie deszcz, to z kolei ta woda wylewa się na łąki – żalą się mieszkańcy.
Wojciech Firmanty, szef Gminnej Spółki Wodnej w Baćkowicach wyjaśnia, że chodzi przede wszystkim o finanse. Składki rolników wynoszą 22 zł za zmeliorowany hektar i nie pozwalają na wykonanie wszystkich niezbędnych prac. Z drugiej strony wzrosła płaca minimalna i dlatego spółka ma problemy finansowe. Rocznie jest w stanie poprawić stan ok. pięciu kilometrów rowów na ponad 80 kilometrów. Drugim istotnym problemem są bobry, które zagnieździły się na polu, gdzie uprawiane jest niewielkie poletko wierzby energetycznej. W tym miejscu zwierzęta stworzyły tamy, które nie pozwalają wodzie spływać. Usuwanie żeremi to kolejny koszt. Bobry jednak szybko je odbudowują. Z kolei na odstrzelenie zwierzęcia trudno znaleźć chętnego myśliwego. Do polowania musiałoby dojść w nocy, bo wtedy bobry żerują.
– Z tego, co mówią członkowie spółki i sołtysi, to na każdym kilometrze jest od kilku do nawet kilkunastu tam bobrowych. Jeśli to przemnożymy, to wychodzą setki tam na terenie naszej gminy – informuje Wojciech Firmanty.
Podkreśla, że spółka nie jest w stanie poradzić sobie z problemem na taką skalę. Szef spółki, zapytany o możliwości poradzenia sobie z problemem mówi, że można spróbować zamontować rury kanalizacyjne poniżej lustra wody, ale powyżej dna. To eksperymentalny pomysł jednego polskiego samorządu, który miał zadziałać i doprowadzić do odpływu części wody. Wojciech Firmanty uważa, że postara się ten pomysł wcielić w życie, jednak musi zasięgnąć fachowej porady w RDOŚ w Kielcach.
Dodaje także, że rolnik może ubiegać się o odszkodowania od państwa za zniszczenie upraw m.in. przez zwierzęta chronione.