Cała paleta emocji – od zauroczenia i zdrady aż po miłość pojawią się w najnowszej premierze Kieleckiego Teatru Tańca. To „Peer Gynt” oparty na filozoficznym dramacie Henryka Ibsena, w reżyserii i choreografii Zuzanny Dinter-Markowskiej.
Kanwą przedstawienia jest opowieść o Peer Gyncie – mężczyźnie, który na oczach widzów przeżywa kolejne przygody balansując na granicy rzeczywistości i świata wyobrażonego. Skupiony na sobie i swoich potrzebach, krzywdzi innych, by na końcu swojej życiowej wędrówki przekonać się, jakie wartość są w życiu najważniejsze.
„To było moje marzenie”
Podczas premiery w rolę tytułowego bohatera wcielił się Szymon Pacholec. Nie ukrywał, że było to dla niego wyróżnienie, ponieważ po raz pierwszy tańczył tak dużą rolę jako solista.
– To było moje marzenie, żeby stanąć na scenie przed publicznością i zmierzyć się z taką postacią. Jestem bardzo wdzięczny pani choreograf, że wybrała właśnie mnie. Czuję się naprawdę doceniony i myślę, że to mi doda skrzydeł do dalszej pracy – mówił po występie.
Przyznał, że zagranie Peer Gynta nie było łatwym zadaniem i miał chwile zwątpienia we własne siły.
– Na początku sam w siebie nie do końca wierzyłem, że dam sobie radę z taką rolą. Na początku też kondycyjnie było bardzo ciężko. Nie poddawaliśmy się, chociaż były momenty, że mieliśmy ochotę usiąść i powiedzieć: dość. Do końca robiliśmy swoje i mogę powiedzieć, że jestem dumny z całego naszego zespołu – powiedział.
Szymon musiał zmierzyć się z rolą nie tylko jako tancerz, ale także jako aktor. Na oczach widzów jego bohater dojrzewał, ewoluował.
– Mam nadzieję, że odbiór był pozytywny, mimo że spektakl szarpie emocjami. Sam też musiałem się zmierzyć ze swoimi. Wcielając się w postać Peer Gynta starałem się czerpać ze swoich prawdziwych emocji, bo też po części jestem aktorem. To było wyzwanie, przemienić się z młodzieńca w dorosłego mężczyznę – zdradził.
Tancerze potrzebują widowni
Tancerze sprostali zadaniu. Nie brakowało widowiskowych figur, ale także chwytających za serce scen. Z pewnością do takich należała ostatnia, w której pojawia się Peer Gynt i kochająca go Solvejga (w tej roli znakomita Małgorzata Kowalska).
– Jestem zadowolona i dumna z tancerzy – powiedziała Elżbieta Pańtak, dyrektor Kieleckiego Teatru Tańca, która tym razem oglądała spektakl jako widz. – Kiedy zapraszam jakiegoś choreografa do realizacji tematu staram się nie być często na próbach, żeby potem świeżym okiem móc ocenić spektakl. Tutaj też starałam się nie przychodzić, ale oczywiście pokusa była silniejsza – żartowała. – Na scenie widziałam ten spektakl dwa razy, na próbach. Dziś zaskoczyła mnie płynność. Myślę, że tancerze potrzebują widowni, bo wtedy im się lepiej tańczy. Podoba mi się dzisiaj równowaga w ciele tancerzy. Ta technika jest coraz lepsza. Nieskromnie powiem, że mamy naprawdę dobry balet w Kielcach. Soliści też pokazali przepiękną technikę, równowagę, dobre wyjście na palce, bardzo dobre piruety – mówiła.
Tym razem za przygotowanie spektaklu odpowiadała Zuzanna Dinter-Markowska, artystka na co dzień związana z Akademią Muzyczną w Łodzi. Od dawna chciała przenieść dramat Ibsena na taneczną scenę.
Niektóre obrazy przeszły moje oczekiwania
Po premierze przyznała, że odczuwa niedosyt.
– Zawsze odczuwam niedosyt, jeśli chodzi o mnie i moje pomysły. Gdybym miała jeszcze raz wystawiać „Peer Gynta”, to wiem, co bym zrobiła inaczej – powiedziała.
Dodała jednak, że niektóre realizacje pozytywnie ją zaskoczyły.
– To nie jest jakaś próba wychwalania własnej pracy, bo jest to moja choreografia, ale „przepuszczona” przez fajnych, dobrych artystów, to są ich własne kreacje. Oni te moje pomysłu podejmują i rozwijają, dlatego niektóre obrazy przeszły moje oczekiwania – mówiła.
Zachęca jednocześnie do obejrzenia „Peer Gynta” w wykonaniu Kieleckiego Teatru Tańca, ale radzi, by przed obejrzeniem spektaklu poznać treść utworu.
– Jeśli przyjdziemy na spektakl bez przygotowania, może się zdarzyć, że ta akcja dla nas będzie zbyt chaotyczna. Sam dramat Ibsena nie jest łatwy. Opowiada o życiu człowieka, o jego drodze, o jego wyborach, zazwyczaj nie do końca moralnych. Te obrazy zmieniają się dość szybko, stąd widz bez przygotowania może się czuć zagubiony. Dlatego namawiam głęboko, żeby zerknąć w libretto i może wtedy te obrazy będą pięknym uzupełnieniem – proponuje.
Wielką wartością spektaklu jest także muzyka skomponowana przez Norwega, Edwarda Griega. Charakter scen budują kostiumy i scenografia Magdaleny Muchy, a w różne przestrzenie przenoszą bohaterów projekcje multimedialne Karoliny Jacewicz. Za reżyserię światła odpowiada Grzegorz Pańtak.
Kolejna okazja, by zobaczyć spektakl już dziś (sobota, 12 czerwca), o godzinie 18. Będzie to kolejny pokaz premierowy. Z racji obostrzeń sanitarnych premiera została rozłożona na dwa wieczory.