Zakaz kładzenia łyżki na stole, odganianie burzy dzwonem, rzucanie grochem o ścianę i straszenie drzew – wszystkie te zabiegi miały obłaskawić naturę lub przysporzyć urodzaju. Czy dziś potrafimy obdarzyć ziemię taką miłością i fascynacją jak nasi przodkowie?
Chłopi uważali, że są integralnym elementem natury. Żyli zgodnie z rytmem ziemi. Było to trudne życie, pełne wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Jednak chłopska miłość do życiodajnej ziemi była wielka i bezwarunkowa, na śmierć i życie. Symbolicznie pokazał ją Władysław Reymont w „Chłopach”, we fragmencie opisującym śmierć Boryny. Bogaty gospodarz w przedśmiertnej gorączce wychodzi na pole, pragnie siać. Upada twarzą w bruzdy zaoranego pola. Umiera wiosną, gdy ziemia zaczyna rodzić. Tak oto zamyka się krąg: od narodzin do śmierci, od wschodu i zachodu słońca, od wiosny do zimy. Porządek rzeczy zostaje zachowany.
Józef Chełmoński – „Powrót z łąk” (1911 r.)
Jak obłaskawić naturę…
Ludzkie życie według kultury ludowej miało sens tylko wtedy, gdy było wpisane w cykle i towarzyszące im obrzędy.
– Współczesny człowiek traktuje czas linearnie, jako ciągły ruch ku przyszłym celom. Chłopi postrzegali go cyklicznie. Tym co wyznaczało upływ czasu były powtarzalne okresy związane z odradzaniem się przyrody – wyjaśnia Leszek Gawlik, etnograf z Muzeum Wsi Kieleckiej.
Cykl agrarny był związany z pracami w polu (rozpoczynał się wykopkami i kończył żniwami), splatał się z nim cykl religijny wytyczony przez niedziele oraz święta kościelne. Oba wpisywały się w czas wegetacji roślin.
– Wydawałoby się, że ówczesny człowiek nie miał wpływu na naturę, że bezwolnie dostosowywał się do jej reguł. Nic bardziej mylnego. W kulturze ludowej obowiązywał jeszcze jeden cykl, zabiegów religijno-magicznych, które wykonane w określonym czasie, w ściśle określony sposób, mogły wpłynąć na przyrodę, obłaskawić jej żywioły i przynieść dostatek gospodarzowi – mówi Leszek Gawlik.
Józef Chełmoński – „Orka” (1896 r.)
Takim wyjątkowym czasem były Święta Bożego Narodzenia. Gdy ziemia „odpoczywała”, chłop mógł wywróżyć lub zapewnić sobie urodzaj w nadchodzącym roku. W wigilijną noc gospodarz wychodził przed chałupę i obserwował niebo, jeśli było rozgwieżdżone, uśmiechał się pełną gębą. Oznaczało to, że kury będą się niosły, co zagwarantuje przetrwanie jego rodzinie.
Snopki różnych zbóż, zżęte w odpowiedni sposób i niewymłócone w czasie żniw, były ustawiane w święta w kątach chałupy. Część źdźbeł rozsypywano na podłodze. Po Bożym Narodzeniu ziarno zbierano i dodawano do ziarna siewnego. Miało to zapewnić dobre plony.
Powrósełka z wigilijnych snopków używane były do rytuału „straszenia drzew owocowych”. Zwyczaj ten był dość powszechny na Kielecczyźnie. W noc wigilijną obwiązywano nimi drzewka, a następnie gospodarz uderzał w pień obuchem siekiery i wykrzykiwał formułkę, w której zawarta była groźba ścięcia drzewa jeśli nie obrodzi ono owocami.
– W kulturze ludowej niemal wszystko nawiązuje do natury. Nic dziwnego, chłop był nią otoczony i od niej zależny. Jeżeli nie zebrał plonów z pola zwierzęta hodowlane nie miały co jeść, w konsekwencji bieda dotykała całą rodzinę. Wszyscy musieli ciężko pracować, aby przeżyć – mówi Leszek Gawlik.
Aby wspólna praca w czasie żniw była wydajna istniał zakaz kładzenia używanej łyżki na stole podczas wigilijnej kolacji. Przypadkowe odłożenie – lub upuszczenie na stół łyżki – wieszczyło, że osobę, która się tego dopuściła, w czasie żniw dopadnie silny ból krzyża i nie powiedzie się praca, która ma przysporzyć rodzinie chleba.
Podczas Wigilii można było także nieoczekiwanie zostać uderzonym łyżką po głowie. Gaj-Piotrowski:
(…) bito się w czoła łyżkami niespodziewanie, wierząc, że będą się rodzić takie głowy [kapusty], jak głowa ludzka”
Uczestnicy wieczerzy wigilijnej ciskali także grochem o ściany, powtarzając:
„Wilku, wilku, chodź do grochu; jak nie przyjdziesz, to nie przychodź aż do siego roku!”
Zapraszając w ten sposób wilka do domu, wierzono, że jeśli odrzuci zaproszenie, w nadchodzącym roku nie będzie nękał pasącego się na łąkach bydła.
Patroni wiosny
Patronami wiosny i prac polowych byli św. Jerzy i św. Wojciech. Opiekowali się także rolnikami, pasterzami, polami i sadami. Ich wspomnienie wypada 23 kwietnia. U obu świętych lud wypraszał, aby chronili bydło przed czarownicami. Św. Jerzy był także patronem wilków, dlatego warto było go mieć po swojej stronie. Te groźne zwierzęta pochodzące z obcej i strasznej przestrzeni (lasu) słuchały bowiem jego rozkazów. Z postaciami obu świętych związanych jest wiele przysłów ludowych przepowiadających pogodę:
Jeśli Jerzy zbliża się pogodnie, będzie tak cztery tygodnie; Kiedy Jerzy pogodą częstuje, wnet się pogoda zepsuje; Gdy na Wojciecha rano plucha, do połowy lata będzie ziemia sucha; Grzmot w Świętego Wojciecha, to chłopięca uciecha
Chłopi bali się także burz. Nic dziwnego, na dawnej wsi siały spustoszenie. Od uderzenia pioruna można było stracić i dom i życie. Jednym ze sposobów odpędzania nawałnic było bicie w dzwony burzowe opatrzone napisem „Fulgura frango” – „Pioruny rozłamuję”.
Józef Chełmoński – „Burza” (1896 r.)
Chrońmy się przed… nami samymi
W świecie nowoczesnych technologii, gigantycznego rozwoju nauki, wiele z opisanych zwyczajów wydaje się absurdalnych, a nawet śmiesznych. Człowiek przestał już obłaskawiać naturę a zaczął ją ujarzmiać. I nie wychodzi na tym dobrze. Natura odpowiada mu z wielką siłą. Zaśmiecone oceany, smog, zmiany klimatyczne są przyczyną katastrof ekologicznych, chorób, wyginięcia wielu gatunków zwierząt i roślin, strachu, że ziemia wkrótce przestanie być życiodajna.
Maksymilian Przybylski mieszka w Kielcach, jest kucharzem, fotografikiem i przyrodnikiem. Prowadzi bloga „Max gotuje z Natury”. Smażone w cieście kwiaty mniszka lub cytrynowy makaron z modrzewiem to przykłady inspirowanych naturą przepisów kulinarnych, które pokazuje na blogu.
– Obserwuję naturę, tak jak robią to małe dzieci: wącham, próbuję, dotykam. Staram się spędzać z nią jak najwięcej czasu. To ona pokazuje mi przepisy, ja tylko słucham. Mówi mi na przykład: kluczem do fantastycznej potrawy będą podobne kolory, kształty lub wspólny moment dojrzewania – opowiada Maksymilian Przybylski.
Według niego, to co dziś przeszkadza zrozumieć naturę to kult posiadania oraz tempo i cyfryzacja życia.
– Ludzie zapomnieli, że powinni żyć zgodnie z rytmem przyrody. Jeść to, czym akurat obdarowuje ich ziemia. Powinni też ograniczać swoje żądania wobec natury i nauczyć się z nią dzielić. Nie neguję postępu i technologii, sam z nich korzystam choćby poprzez pisanie bloga. Jednak we wszystkim należy znaleźć umiar. Mądra równowaga jest kluczem do zgody człowieka z naturą. Ona sobie bez nas poradzi, lecz my bez niej już nie – mówi.
O konieczności integracji człowieka z naturą mówi kościół katolicki.
– Benedykt XVI pisał bardzo dosadnie: „Kościół musi bronić nie tylko ziemię, wodę i powietrze – dary stworzenia, należące do wszystkich. Przede wszystkim musi chronić człowieka przed zniszczeniem samego siebie”. Papież Franciszek inspirując się tymi słowami w encyklice „Laudato si” zaproponował koncepcję „ekologii integralnej”, wychodzącej z przekonania, że wszystko w świecie jest ze sobą powiązane, a my zależymy jedni od drugich, także od naszej matki ziemi – wyjaśnia ksiądz Krzysztof Rusiecki, proboszcz parafii św. Pawła w Sandomierzu pełniący posługę Krajowego Duszpasterza Rzemiosła Polskiego.
Beata Ryń
Adam Ciemniewski – „Żniwa” (1897 r.)
Na zdjęciu u góry: Józef Chełmoński – „Sielanka” (1885 r.)