W poprzednim wywiadzie opisaliśmy wampiry roślinne, które bada profesor Renata Piwowarczyk z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Teraz opowiemy o początkach fascynacji nauką oraz o ukochanym miejscu na Ziemi badaczki, która w herbarium kieleckiego uniwersytetu zgromadziła jedną z największych kolekcji roślin pasożytniczych na świecie.
Z profesor Renatą Piwowarczyk rozmawia Daniel Lenart.
– Jak doszło do tego, że została Pani botanikiem?
– Już jako mała dziewczynka, spędzająca wakacje u dziadków na wsi leżącej nad malowniczą krawędzią doliny Wisły, byłam zainteresowana przyrodą. Chyba tam się to narodziło. Od dziecka miałam duszę małego odkrywcy, zawsze interesowało mnie co jest za kolejnym i kolejnym wzgórzem czy lasem. Robiłam pierwsze mini wyprawy żeby to sprawdzać. Zdecydowanie wolałam te eskapady od zabawy lalkami czy z innymi dziećmi. Aż trudno uwierzyć, że udało mi się nigdy nie zgubić. Przynosiłam do domu niezliczone „skarby”. Były to na przykład kolorowe kamienie, ciekawe patyki, zaschnięte kwiatostany, muszelki, ale także ślimaki, żaby, ryby, pająki, mrówki czy jaszczurki. Babci zawsze robiłam bukiety z różnokolorowych polnych kwiatów. Już wtedy bardzo mocno intrygowało mnie jak te rośliny się nazywają. Pamiętam zwłaszcza jedną, która mnie zachwyciła budową owocującego kwiatostanu – dzisiaj wiem, że był to szelężnik, rodzaj rośliny półpasożytniczej. Może to nie przypadek, bo okazało się że roślinom pasożytniczym poświęciłam większość swojego życia.
Jak to się stało?
Jako dziecko lubiłam też eksperymentować. Gdy tylko rodzice wyjeżdżali rano do pracy, to kuchnię zamieniałam w małe laboratorium, mieszałam różne składniki spożywcze i sprawdzałam reakcje. Tych z sodą nie zapomnę. A w szkole podstawowej i liceum moim ulubionym przedmiotem była biologia. Wybrałam więc studia na kierunku biologia w ówczesnej Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach i szybko wiedziałam, że chcę zostać naukowcem. Moje zainteresowania botaniczne zostały rozbudzone i ukierunkowane przez nieżyjącego już dr Edwarda Bróża. Dr Bróż umówił mnie kilka lat później na spotkanie z profesorami Marią i Adamem Zającami z Instytutu Botaniki Uniwersytetu Jagiellońskiego i to oni wzięli mnie pod swoje skrzydła na kolejne lata. Pracę doktorską napisałam pod kierunkiem prof. Marii Zając, niestety już nieżyjącej.
Jest Pani światowym autorytetem w dziedzinie roślin pasożytniczych. Od początku „wampiry” nie miały konkurencji?
– Zainteresowałam się nimi w trakcie badań do pracy doktorskiej dotyczącej flory Przedgórza Iłżeckiego. Były niesamowicie piękne, różnokolorowe, egzotyczne. W Polsce nie było żadnego specjalisty, najbliższy – dr Jiří Zázvorka pracował w Czechach. Zebrany przez siebie materiał zielnikowy roślin pasożytniczych z rodzaju Orobanche wysłałam do niego z prośbą o identyfikację. Doktor Zázvorka napisał do mnie długi list, w którym bardzo docenił, że zainteresowałam się tymi roślinami. Stwierdził że w przysłanym materiale znajdują się bardzo ciekawe odkrycia. Ten list od dr Zázvorki i zachęta od prof. Adama Zająca, mojego mistrza i przyjaciela do dzisiaj, do podjęcia badań nad roślinami holopasożytniczymi z rodziny Orobanchaceae były kolejnymi ważnymi punktami w moim rozwoju naukowym. Od tamtej pory rośliny pasożytnicze są moją pasją. Badam ich taksonomię, systematykę, biogeografię, ewolucję, ekologię, biologię, fitochemię, ale również szukam zastosowania ich w celach medycznych i farmakologicznych, czy jako źródła substancji bioaktywnych. W Herbarium naszego Uniwersytetu zgromadziłam jedną z największych kolekcji materiałów zielnikowych roślin pasożytniczych na świecie, a w Ogrodzie Botanicznym w Kielcach jesteśmy w trakcie tworzenia jedynej i unikatowej na świecie Kolekcji Roślin Pasożytniczych.
Gdzie odkrywała Pani nowe gatunki? Jak wyglądała Pani pierwsza wyprawa?
– Pierwsze wyprawy odbywałam oczywiście po kraju, ale również u najbliższych sąsiadów: Czechy, Austria, Słowacja, Ukraina. Następnie odwiedziłam wiele krajów w obrębie Basenu Morza Śródziemnego oraz Bałkanów. Jednak dla mnie najważniejszą wyprawą botaniczną, która zdeterminowała moje dalsze losy, była wyprawa do Gruzji w 2014 roku. Od tamtej pory Kaukaz – jedno z centrów różnorodności biologicznej na świecie – odwiedzałam przynajmniej raz w roku, do czasu pandemii.
Kaukaz to region niestabilny politycznie. Badania roślin były warte podjęcia ryzyka?
– Rzeczywiście, wiele osób odradzało mi wyjazd właśnie ze względów bezpieczeństwa. Jednak wiedziałam z danych zielnikowych i literaturowych, że jest tam niezwykła różnorodność roślin pasożytniczych, dlatego w 2013 roku zaczęłam wszystko planować, zbierać dane, studiować mapy. W Internecie „trafiliśmy” na Polaka, który od kilku lat mieszkał w Gruzji. Napisaliśmy do niego, odpisał bardzo szybko. Okazało się, że pożyczy nam auto i pomoże pokonać pierwsze problemy. Autem był ponad 20. Letni Jeep Cherokee. Kupiliśmy pierwszy prowiant – wodę, gruziński ser sulguni, chleb szoti i pomidory. Była też czacza, czyli gruziński samogon na „odkażanie” i ruszyliśmy zaplanowaną przeze mnie trasą w „nieznane”. Opracowałam ją na podstawie starych niedokładnych danych, głównie rosyjskich badaczy, dotyczących stanowisk roślin pasożytniczych plus wyznaczyłam z map satelitarnych potencjalne miejsca do zbadania.
Znalazła Pani coś ciekawego?
– Już pierwszego dnia wychodząc na wzgórza wokół stolicy Gruzji, Tbilisi, udało się znaleźć pierwsze gatunki pasożytnicze. Każdy kolejny dzień był pełen wrażeń i ekstremalnych przeżyć, ale także odkryć botanicznych. Największe wrażenie robiła sama jazda po półkach skalnych z osuwającymi się skałami, poprzecinanymi małymi wodospadami, wąskimi dróżkami lub całkiem po bezdrożach. Gruzja robi ogromne pierwsze wrażenie. Silnie zerodowane wzgórza, kolorowe skały, niesamowita kserotermiczna roślinność z rzadkimi drzewami pistacjowymi, jałowcami, dzikimi kaparami, wyschnięte koryta rzek, które służyły nam za drogi, towarzyszące sępy. Odwiedziłam wówczas między innymi przepiękny region Samcche-Dżawachetia oraz wilgotną i gorącą Adżarię – autonomiczną republikę leżącą nad Morzem Czarnym. To na tej wyprawie po raz pierwszy na własne oczy zobaczyłam niesamowitą roślinę pasożytniczą z rodzaju Phelypaea, gatunek który ma chyba najbardziej czerwone kwiaty na ziemi. W Armenii mówią, że wygląda jak krople krwi na trawie, a ich spotkanie przynosi śmierć lub pecha, ale w moim przypadku miało raczej odwrotny skutek.
Przyniosły Pani szczęście?
– Tak. Niedługo później odkryłam swój pierwszy nowy gatunek dla nauki. Ta pierwsza wyprawa na Kaukaz, a później kolejne, zmieniły również mnie samą, stałam się silniejszym i lepszym człowiekiem, zrozumiałam co jest w życiu ważne, jak niewiele potrzeba, żeby być szczęśliwym. Doceniłam wytrwałość i cierpliwość, zobaczyłam jak mimo problemów czy biedy można się cieszyć życiem, jak ważne jest mądrze dobierać sobie ludzi wokół, jak warto pokonywać własne słabości i walczyć o swoje marzenia.
Ile nowych roślin Pani do tej pory znalazła?
– W sumie odkryłam dziesięć nowych dla nauki taksonów roślin pasożytniczych, głównie z Gruzji i Armenii, ale także z Włoch czy Hiszpanii. Pierwszy nowy gatunek odkryłam w malowniczym gruzińskim regionie Samcche-Dżawachetia położonym w Małym Kaukazie. W 2016 roku również w Gruzji, w Wielkim Kaukazie, odkryłam kolejny nowy dla nauki gatunek rośliny pasożytniczej. Blisko granicy z Rosją, przy tak zwanej Gruzińskiej Drodze Wojennej, trafiliśmy na szlak prowadzący do głębokiego skalistego wąwozu. Droga była stroma i kręta, utrudniona dodatkowo przez masowo rosnący barszcz powodujący poparzenia skóry. Na końcu wąwozu zobaczyłam obrazek jak z reklamy żelu pod prysznic, przepiękny i wysoki wodospad. To właśnie w ziołoroślach koło wodospadu ukrył się nowy gatunek. Nowe gatunki dla nauki zawsze cieszą taksonoma, ale wiele radości sprawia również odnalezienie gatunków, które były dawno temu opisane i od tego czasu – od kilkudziesięciu lub ponad 100 lat – nikt ich nie widział. Takich gatunków udało mi się odnaleźć wiele oraz rozwikłać szereg zagadek taksonomicznych.
Ktoś to docenił?
– Moje badania doceniono w National Geographic Society i przyznano mi prestiżowy grant, w ramach którego kierowałam międzynarodowym zespołem zajmującym się badaniem roślin pasożytniczych Armenii. Poza nowymi gatunkami dla nauki, badania w Armenii poskutkowały także powstaniem przełomowej monografii dotyczącej taksonomii, rozmieszczenia oraz preferowanych siedlisk i żywicieli roślin pasożytniczych. Pozwoliło mi to nawiązać wiele współprac naukowych i przyjaźni. Obecnie pracuję nad opracowaniem monograficznym roślin pasożytniczych w Gruzji.
Jak Pani postrzega ten region, już nie przez pryzmat roślin?
– Myśląc Kaukaz mam w głowie najpiękniejsze chwile mojego życia, wspaniałe wspomnienia dobrych i wesołych ludzi, których tam spotkałam, oszałamiającą przyrodę, przepyszną kuchnię, ale również skomplikowaną i krwawą historię dziejów tej krainy, różnorodność etniczną i kulturową. Gruzini czy Ormianie to niezwykle życzliwi i gościnni ludzie. Mówiąc szczerze, ja się tam bardziej odnajduję niż w Polsce. Odwiedzałam także tamtejsze ośrodki naukowe w Tbilisi i Erywaniu, studiowałam materiały zielnikowe w ich herbariach, byłam w ogrodach botanicznych, po dziś dzień współpracuję z tamtejszymi naukowcami. Wiem, że mam tam już na zawsze przyjaciół. Największe wrażenie robią góry, majestatyczne, srogo wyglądające i ośnieżone pięciotysięczniki. Jest tam silnie zróżnicowany klimat i roślinność, od różnokolorowych, pełnych kwiatów muraw subalpejskich, poprzez lasy kolchidzkie do zbiorowisk stepowych, półpustyń, czy zbiorowisk słonorośli. No i ta oszałamiająca flora ponad 6500 gatunków roślin, w tym ponad 1600 endemitów!
Wygląda na to, że obawy osób odradzających Pani pierwszą wyprawę na Kaukaz okazały się niepotrzebne…
– Śmiesznych sytuacji i przygód mniej lub bardziej bezpiecznych mieliśmy tak wiele, że trudno wszystkie przywołać. Dziesięć wypraw botanicznych na Kaukaz, przejechanie 25 tys. km po trudnych górskich drogach, 160 dni badań terenowych, to najlepsza część mojego życia. Nigdy nie zapomnę jak pękła nam chłodnica w najbardziej gorącym regionie Armenii i wróciliśmy tylko dlatego, że chłodziliśmy auto wodą przeznaczoną pierwotnie do picia. Była też podróż urwistą drogą nad przepaściami w paśmie górskim Pambaki, w trakcie której obsunęło się nam z jedno koło i auto przechylało się nad urwiskiem. Uratował nas wtedy jadący przypadkiem z naprzeciwka Kurd, który w ostatniej chwili wskoczył na maskę naszego auta równoważąc przechył i pomógł nam się wydostać. Z kolei w trakcie badań botanicznych w okolicy elektrowni atomowej w Armenii zostaliśmy złapani i przesłuchiwani wiele godzin, przez różne służby, a na końcu wszyscy się śmialiśmy razem z przesłuchującymi, że będziemy to miło wspominać. Zdarzyło się też, że w Gruzji przy granicy z Osetią Południową w głębokim i skalistym wąwozie nie zauważyłam przechodzącego niedaleko za mną przez rzekę niedźwiedzia i dopiero ostrzeżona dobiegłam w ostatniej chwili do samochodu. Nie zapomnę również jak wpadłam nogą do wulkanu błotnego w Gruzji; jak po deszczach lawiny błotne i spadające kamienie odcinały nam drogi; jak w wysokich górach złapały nas burze z piorunami – myślałam wtedy, że nasz koniec może być tragiczny.
To może jednak obawy miały uzasadnienie?
– Były też dużo przyjemniejsze lub bardziej zabawne sytuacje. W Armenii jeden gospodarz zaprosił nas na swój najlepszy przysmak i okazało się, że były to grillowane baranie jelita. Kiedyś trafiliśmy na posterunek przy strzeżonym gazociągu w Gruzji i dowódca miał w stosunku do mnie plany matrymonialne. Nie zapomnę też jak na najwyższej górze Aragac w Armenii, w totalnej głuszy spotkaliśmy starą ormiańską zielarkę, która odegnała ode mnie złe duchy oraz złych ludzi. Wszystko zaczęło nam się wtedy dobrze układać.
Wróćmy do Polski. Zaangażowała się Pani w projekt ratowania zagrożonych gatunków. Jakich efektów się Pani spodziewa?
– Z mojej inicjatywy udało się powołać pod koniec zeszłego roku Centrum Badań i Ochrony Różnorodności Biologicznej, które jest wyspecjalizowaną jednostką naukowo-badawczą działającą w strukturze Instytutu Biologii na Wydziale Nauk Ścisłych i Przyrodniczych Uniwersytetu Jana Kochanowskiego. Zostałam jego kierownikiem. W skład Centrum wchodzi Herbarium z ponad 100 tys. okazów zielnikowych roślin i grzybów oraz Bank Nasion, który pomoże zachować różnorodność roślin dla przyszłych pokoleń. Naszym celem jest utworzenie kolekcji nasion zagrożonych gatunków dzikich, zwłaszcza regionu świętokrzyskiego, ale również opracowanie metod ich przechowywania, na przykład w niskich temperaturach. Prowadzimy również próby kiełkowania i hodowli gatunków rzadkich i zagrożonych. Wyhodowane sadzonki uzupełnią kolekcję gatunków zagrożonych w Ogrodzie Botanicznym w Kielcach, w przyszłości mogą być wykorzystane do introdukcji na stanowiskach osłabionych i zanikających w naturze. Poza tym poznajemy lepiej biologię tych roślin. Centrum Badań i Ochrony Różnorodności Biologicznej prowadzić będzie działalność naukowo-badawczą ze szczególnym naciskiem na gatunki rzadkie i zagrożone, regionalne, ale także ze światowych centrów różnorodności, zwłaszcza z Kaukazu oraz ze specjalizacją międzynarodową w zakresie roślin pasożytniczych.
Jak dużo roślin może zniknąć z naszego kraju?
– Milion spośród ośmiu milionów gatunków na Ziemi jest zagrożonych wyginięciem, w tym pięćset tysięcy roślin. W Polsce w ostatnich 150 latach wyginęło ponad 40 gatunków paprotników i roślin kwiatowych, a ponad 120 jest krytycznie zagrożonych wymarciem. Na liście gatunków zagrożonych znajduje się co trzecia roślina naszej flory. W regionie świętokrzyskim występuje wiele unikatowych gatunków mających tu jedyne stanowiska w kraju. Na Wyżynie Małopolskiej za gatunki rzadkie i zagrożone uznano prawie 40 procent flory regionu.
Ma Pani jakieś hobby poza nauką?
– Mam duszę odkrywcy, niespokojną. Moja największa pasja to odkrywanie tajemnic roślin pasożytniczych lub niezwykłych miejsc, wyprawy botaniczne i podróże. To trochę jak praca botanicznego detektywa. Godzinami potrafię studiować mapy, także stare, analizować aktualne mapy satelitarne i wyszukiwać słabo poznane miejsca, wczytywać się w XIX wieczną literaturę dawnych odkrywców i w ich relacje z wypraw, wczuwać się w geografię i historię terenu czy myślenie przyrodników sprzed 150 lat. Uwielbiam wyprawy off-road, jazda autem terenowym po trudnych drogach jest niezastąpionym przeżyciem, do tego to niezła dawka adrenaliny, której potrzebuję jak powietrza. Gdy tylko mam możliwość, lubię odwiedzać targi staroci. To dla mnie miejsca gdzie odkrywam niezwykłe przedmioty „z duszą”, ale i ludzi. Często przywożę takie wyszukane perełki, np. z targów staroci z Kaukazu, np. z Tbilisi czy Erywania, ale odwiedzam takie miejsca także w Polsce. Jak magnes przyciągają mnie kaukaskie bazary i targowiska pełne wspaniałych przypraw, lokalnych produktów i ludzi. W takich miejscach można znaleźć także inspiracje naukowe, niedawno opisaliśmy jakie dzikie rośliny i grzyby są sprzedawane na targach w stolicy Armenii. Zebraliśmy od mieszkańców informacje o ich zastosowaniu nie tylko kulinarnym, ale i leczniczym. Ziołolecznictwo to coś, czym interesuję się od zawsze. Swoją wiedzę na temat roślin leczniczych staram się wykorzystywać przy codziennych posiłkach. Przekazuję ją również studentom podczas wykładów. I tak oto udaje mi się łączyć pasje i marzenia z pracą zawodową.
Prof. dr hab. Renata Piwowarczyk
Urodziła się 6 sierpnia 1976 roku w Iłży. Biolog, botanik. W 2001 roku ukończyła studia magisterskie na kierunku biologia na ówczesnej Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach, następnie, w 2005 roku, Środowiskowe Studia Doktoranckie przy Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 2012 roku uzyskała stopień doktora habilitowanego, a w 2020 roku tytuł profesora nauk ścisłych i przyrodniczych. Od 2005 roku pracuje w Instytucie Biologii UJK. Autorka ponad 120 publikacji naukowych, w tym dwóch monografii. Renata Piwowarczyk jest kierownikiem Centrum Badań i Ochrony Różnorodności Biologicznej w strukturze Instytutu Biologii UJK, a także kuratorem Herbarium KTC UJK, koordynatorem UJK ds. współpracy naukowo-dydaktycznej z Ogrodem Botanicznym w Kielcach. Jest także wiceprzewodniczącą Sekcji Taksonomii Roślin, Polskiego Towarzystwa Botanicznego oraz beneficjentką grantu National Geographic. Organizuje wiele wypraw botanicznych, szczególnie w rejony Kaukazu. Główne zainteresowania naukowe: taksonomia, fitogeografia, filogeneza i wybrane zagadnienia biologii, ekologii oraz fitochemii roślin pasożytniczych, szczególnie holopasożytniczych Orobanchaceae; Kaukaz – hotspot światowej różnorodności; zagadnienia geobotaniczne, różnorodność biologiczna i ochrona przyrody Wyżyny Małopolskiej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Łowczyni wampirów
Są piękne i żyją kosztem innych. Mowa o roślinach pasożytniczych, nazywanych również roślinnymi wampirami. Profesor Renata Piwowarczyk z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach to światowy autorytet w dziedzinie roślin pasożytniczych.