Patomorfolog Krzysztof Daniszewski w zawodzie pracuje od niemal 40 lat. Wydaje się, że widział już wszystko. Badał ludzi, którzy umarli na raka, zginęli w wypadkach samochodowych lub zostali zamordowani. Gdy staje przy metalowym stole, na którym leżą zwłoki, nie zastanawia się jakim człowiekiem była ta osoba. Jak często się uśmiechała? Gdzie po raz ostatni wyjechała na wakacje? Którą potrawę najbardziej lubiła…? Nie zadaje takich pytań.
18.02.2021. Starachowice. Zakład patomorfologii przy szpitalu powiatowym. Na zdjęciu Krzysztof Daniszewski – patomorfolog / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Filmowy patomorfolog zawsze jest dziwakiem
W czasie wizyty w zakładzie patomorfologii nasuwają mi się obrazy z filmów i seriali, gdy przy stole sekcyjnym lekarz w trakcie sekcji odpala papierosa, popija whisky, czy o zgrozo, podgryza kanapkę. Wiem, że muszę o to dopytać.
– No cóż, autorzy scenariuszy filmowych mają bujną wyobraźnię, dla mnie nie byłaby to żadna przyjemność, gdybym miał jeść obiad przy zmarłym, lub palić papierosa. To wręcz nieestetyczne… Napawa mnie to niechęcią – odpowiada z przekonaniem lekarz.
Zakład patomorfologii, którym kieruje, znajduje się w niewielkim budynku za Szpitalem Powiatowym w Starachowicach. W środku po lewej stronie znajduje się kilka gabinetów. Druga strona przeznaczona jest na laboratoria. Idziemy do końca i skręcamy w prawo. Przechodzimy przez śluzę i wchodzimy do dużego pomieszczenia. Na oknach naklejona jest folia, która uniemożliwia zaglądanie do środka z zewnątrz. Na samym środku, jak w filmach, znajduje się bardzo charakterystyczny, metalowy stół. To właśnie na nim kładzione i rozcinane są zwłoki. Patrzę w bok. Są tam szafki, a na nich leżą różnej wielkości noże, a także sprzęt do rozcinania czaszki. Wszystko jest sterylnie czyste. Nie ma śladów krwi ani nieprzyjemnego zapachu, którego tak bardzo się obawiałam przed wejściem do tego pomieszczenia.
18.02.2021. Starachowice. Zakład patomorfologii przy szpitalu powiatowym. Na zdjęciu Krzysztof Daniszewski – patomorfolog / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
To tu Krzysztof Daniszewski opowiada o tajnikach swojego fachu. Sekcja zwłok rozpoczyna się od oględzin zewnętrznych ciała denata. Wcześniej pomocnik patomorfologa zdjął ze zmarłego ubranie. Lekarz ocenia budowę ciała zmarłego oraz barwę skóry. Na tej podstawie może stwierdzić np. objawy żółtaczki lub sinicy. Oprócz tego lekarz opisuje, czy zmarły ma obie ręce i nogi oraz czy widoczne są ślady wymiotów lub krwi. Ustalane jest także, czy są rany. Jeżeli tak, to ile ich jest, gdzie są zlokalizowane, jaki jest ich kształt, wielkość, czy zaczęły się już goić lub czy są świeże.
– To ważne, szczególnie w sekcjach sądowo-lekarskich – zaznacza.
Praca patomorfologa jest niezbędna w sytuacji, gdy przyczynę i okoliczności śmierci wyjaśnia prokuratura. Załóżmy, że w jednym z domów znaleziono denata z raną w brzuchu, z której sączy się krew. Wówczas jego ciało jest zabezpieczane do sekcji, która ma dać odpowiedź na wiele nurtujących śledczych pytań.
W badaniu bierze udział prokurator. Patomorfolog musi ocenić, czy rana została zadana ostrym narzędziem, którym był nóż. Następnie za pomocą linijki mierzona jest jej długość, a za pomocą sondy głębokość.
18.02.2021. Starachowice. Zakład patomorfologii przy szpitalu powiatowym. Na zdjęciu Krzysztof Daniszewski – patomorfolog / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
– Oceniany jest także kierunek rany. Chodzi o to, aby ustalić ułożenie pokrzywdzonego i sprawcy – dodaje. Wszystkie ustalenia są spisywane i przekazywane śledczym. Jest to niezbędny dokument w trakcie postępowania. Między innymi dzięki niemu stawiane są zarzuty sprawcom oraz głoszone są wyroki.
Za każdym razem otwierane są trzy jamy ciała, czyli klatka piersiowa, brzuch i czaszka. Patomorfolog bierze duży nóż i rozcina skórę, a także za pomocą czegoś w rodzaju piłki elektrycznej otwiera czaszkę. Zanim wyciągnie poszczególne narządy, ocenia czy są jakieś nieprawidłowości, takie jak nadmiar płynów oraz ropy. Wszystko skrupulatnie opisuje. Następnie wyjmowane są m.in. serce, mózg i żołądek, które także muszą zostać szczegółowo przebadane. – Obserwuje czy mają prawidłową barwę, kształt oraz czy nie ma zmian ogniskowych, czyli wylewów krwi, śladów ropienia i innych zmian patologicznych. Obecnie jest mało podręczników dla patomorfologów, w których opisana jest klasyczna sekcja. Ja mam starą książkę, w której wskazane jest jak w różnych chorobach wyglądają narządy, jak są położone i jakie są zawartości jam – opowiada. Po badaniu wszystko wkładane jest z powrotem do ciała, które następnie jest zaszywane. Sekcja trwa od jednej do trzech godzin.
Krzysztof Daniszewski zauważa, że niektóre przyczyny zgonów można stwierdzić już po wstępnej obserwacji. – Dla przykładu, utonięcie ma bardzo charakterystyczny obraz. To wielkie płuca, które są prawie dwa razy większe niż normalnie. To tzw. rozedma wodna płuc. One ledwo się mieszczą w klatce piersiowej i wchodzą na serce. Ponadto specyficzne jest zatrucie tlenkiem węgla, które zdradzają bardzo charakterystyczne różowe plamy opadowe – opowiada.
18.02.2021. Starachowice. Zakład patomorfologii przy szpitalu powiatowym. Na zdjęciu Krzysztof Daniszewski – patomorfolog / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Węch się przyzwyczaja
Wspominałam już o zapachu, którego obawiałam się przed wejściem do prosektorium. Zastanawiało mnie czy doświadczony patomorfolog jeszcze zwraca na to uwagę. Nie byłam zaskoczona, gdy odpowiedział że nie ma z tym problemu.
– W przypadku osób, które niedawno zmarły, nic nie czuję, a później, no cóż, nawet jeżeli są to zwłoki podgniłe czy z jakimiś innymi przeobrażeniami pośmiertnymi, które mają swój niemiły zapach, to też praktycznie już nie reaguję. Narząd węchu się przyzwyczaja, może dlatego, że wiem co mnie czeka, później już nie zwraca się na to uwagi – przekonuje.
Zastanawia mnie także inny rodzaj sekcji, konkretnie chodzi o śmierć dziecka. Zawsze przeżywamy, że to za wcześnie, że to nie czas, że przecież jeszcze mogło żyć. Winimy za to wszystkich dookoła.
– Oczywiście, że jest to nieprzyjemne jak umrze dziecko, jednak na szczęście nie ma dużo tych sekcji. Jest przykro, bo zdaję sobie sprawę, że jest to tragedia dla rodziny. Nie mogę jednak podchodzić do tego w sposób emocjonalny, ponieważ jest to moja praca zawodowa – tłumaczy i tym samym rozwiewa moje wątpliwości.
W dobie pandemii wykonywane są także badania osób, które przegrały walkę z COVID-19. Krzysztof Daniszewski przeprowadził około dziesięciu takich sekcji. Zauważa jednak, że zanim ciała ofiar zakażenia trafią na jego stół, muszą odleżeć kilka dni. Chodzi o naturalne wyginięcie wirusa.
– Przed badaniem muszę założyć strój, taki jaki noszą lekarze na oddziałach, gdzie są osoby zakażone koronawirusem. To skafander, buty, maski, okulary i rękawiczki – wymienia.
Lekarz zaznacza, że obraz sekcyjny osób zakażonych jest bardzo charakterystyczny. – Zauważyłem to już na pierwszej sekcji – mówi. – Zapaleniem objęte są oba płuca. Są one czerwone, widoczne są na nich wylewy krwawe i wszystko jest na jednym etapie zaawansowania procesu zapalnego – opisuje.
Zaznacza, że te zmiany powodują problemy z oddychaniem i z sercem. Tłumaczy, że układ oddechowy i układ krążenia ściśle ze sobą współpracują i są bardzo mocno ze sobą powiązane. – Jak zaczyna szwankować jeden to i wysiada drugi. Takie procesy zapalne w płucach stanowią potężne obciążenie dla przetaczania krwi przez płuca głównie do prawej komory serca – wyjaśnia. W efekcie dochodzi do zgonu pacjenta.
18.02.2021. Starachowice. Zakład patomorfologii przy szpitalu powiatowym. Na zdjęciu: próbki materiału do badań / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Lekarz bez prestiżu i sporadycznie od trupów
W Polsce liczba patomorfologów jest zdecydowanie za mała w porównaniu do potrzeb. W 2017 i 2018 roku konsultant krajowy w tej dziedzinie informował, że liczba pacjentów przypadających na jednego specjalistę wynosiła 85 tys., przy średniej dla państw Unii Europejskiej 35 tys. Najwyższa Izba Kontroli zwraca uwagę, że duża część (42 proc.) lekarzy patomorfologów ma powyżej sześćdziesięciu lat.
Zdaniem Krzysztofa Daszyńskiego niedobory kadry wynikają z faktu, że jest to zawód mało prestiżowy. Zauważa jednocześnie, że jest bardzo ważny z punktu widzenia nauki. Oprócz sekcji zwłok, do zadań specjalistów należy badanie pod mikroskopem wycinków z organizmu. Dzięki temu wiadomo, czy są to zmiany nowotworowe czy też nie.
– Obecnie jest duży kryzys, a myślę że za parę lat on się jeszcze bardziej zaostrzy. Młodzi lekarze nie chcą być patomorfologami – dodaje. Twierdzi, że mogą mieć na to wpływ względy finansowe, a także fakt że patomorfolodzy pracują w cieniu innych lekarzy. – Zdarza się, że pacjenci nawet nie wiedzą że jakiś patomorfolog na etapie diagnostycznym brał udział w badaniach. Zazwyczaj mówią o nas „to ci od trupów”, „co to za lekarz od trupów”, a sekcje zwłok to około 10 proc. naszej pracy. Reszta to badania na żywych ludziach. Nawet w środowisku lekarskim traktują nas z przymrużeniem oka. Ci jednak, którzy z nami współpracują, traktują nas poważnie. Widzą, że to może przynosić duże korzyści – mówi. Jako przykład wskazuje badania śródoperacyjne. Są one pomocne np. gdy w czasie zabiegu trzeba sprawdzić czy widoczna zmiana to stan zapalny, czy nowotwór. Wówczas przynosi się wycinek do laboratorium i dzięki szybkiej metodzie badawczej (poprzez zamrożenie), w krótkim czasie otrzymuje się odpowiedź na to pytanie.
– Zdarza się, że kilkakrotnie pobierany jest materiał w trakcie operacji. Gdy rozpozna się, że jest to nowotwór, to sprawdzamy czy wycięli go w „zdrowych granicach” – wyjaśnia.
18.02.2021. Starachowice. Zakład patomorfologii przy szpitalu powiatowym / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Już na sam koniec naszego spotkania dopytałam, czy fakt że patomorfolog spotyka się ze śmiercią niemal każdego dnia sprawia, że się jej obawia.
– Jestem przeciwieństwem hipochondryka – śmieje się. – Gdyby wszyscy byli tacy jak ja i moja rodzina, to służba zdrowia padła by z kretesem. Nie mieli by co robić. I tak się kiedyś umrze. Nie chodzi o to, żeby żyć jak najdłużej, a żeby przeżyć życie jak najlepiej – puentuje.
18.02.2021. Starachowice. Zakład patomorfologii przy szpitalu powiatowym. Na zdjęciu: komórki rakowe widziane pod mikroskopem / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce