Wnyki i kłusownicy polujący w świętokrzyskich lasach wciąż stanowią bardzo duży problem. Paweł Kosin, rzecznik Nadleśnictwa Daleszyce podkreśla, że to zjawisko, które od lat spędza sen z powiek leśnikom. Od lat utrzymuje się ono tak naprawdę na podobnym poziomie.
Jak dodaje, problemem coraz bardziej interesują się także mieszkańcy oraz turyści. Zaznacza, że leśnicy coraz więcej dostają sygnałów właśnie od osób spacerujących, że natknęli się na rozstawione wnyki i złapane w nie zwierzęta.
– Jedna pani w wiadomości prywatnej nadleśnictwa wysłała nam informację z lokalizacją, gdzie wraz z innymi osobami spotkała koziołka uwięzionego we wnyku. Na szczęście udało im się go oswobodzić. Zgłosili nam też, że te wnyki są tam ustawione. I tak faktycznie było. Straż leśna wraz z leśniczym odnaleźli jeszcze pozakładanych kilkanaście sztuk takich urządzeń – zaznacza.
Jak dodał leśnik, kilkanaście lat temu można było sądzić, że problem kłusownictwa i zdobywania w ten sposób pożywienia jest spowodowany przez biedę, tak teraz jest to chęć pozyskania dosyć ekskluzywnego rodzaju mięsa, jakim jest dziczyzna.
Paweł Kosin mówi, że kłusownicy są w większość dobrymi obserwatorami przyrody. Wiedzą, gdzie zwierzęta migrują, jak się przemieszczają i gdzie bytują. Zaznacza, że z obserwacji leśników wynika, że wnyki praktycznie nigdy nie są zastawiane w przypadkowych miejscach. Kłusownicy wybierają stałe szlaki migracyjne zwierząt. Najczęściej są to miejsca mało uczęszczane przez ludzi. Leśnik podkreśla, że zwierzę, które wpadnie we wnyki przeważnie kona w mękach.
– Zwykłe jest to długotrwałe konanie. Taki klasyczny wnyk to nic innego, jak pętla z linki, czy z drutu, która się na zwierzęciu zaciska. Szamoczące się zwierzę walczy o życie, ale jakby z każdym ruchem ta pętla się zaciska coraz bardziej i powoduje czasami bardzo makabryczne pokaleczenia ciała, a w efekcie również śmierć – zaznacza.
Tak było w ostatnim czasie, kiedy leśnicy w daleszyckich lasach znaleźli wilka we wnykach. Jak mówi, było widać, że zwierzę próbowało się uwolnić, ale lina doprowadziła do tego, że wilk się udusił. Paweł Kosin podkreślił, że nie ma reguły, co do tego, po jakim czasie zwierzę umrze. – Może to być kilkanaście lub kilkadziesiąt minut, a czasem może walczyć przez kilka dni – podkreśla.
Jeśli zauważymy zwierzę, które wpadło we wnyki, powinniśmy natychmiast powiadomić o tym leśników. Paweł Kosin apeluje także, żebyśmy samodzielnie nie próbowali demontować wnyków. Po pierwsze może być to dla nas niebezpieczne, a po drugie posiadanie takich urządzeń jest nielegalne. Jeśli policja, straż leśna czy Państwowa Straż Łowiecka nas spotka z takimi wnykami, to może się okazać, że będziemy mieli kłopoty i będziemy musieli się tłumaczyć, skąd je mamy.