Paraliżem szkół i przedszkoli grożą pracownicy administracji w kieleckich placówkach oświatowych. Domagają się podwyżek.
Jeżeli ich nie będzie, część osób zamierza zmienić pracę, a pozostali planują aktywnie dochodzić swoich praw – czytamy w piśmie skierowanym do prezydenta Bogdana Wenty i przewodniczącego Rady Miasta Kielce Kamila Suchańskiego.
Autorzy listu tłumaczą, że ich pensje są równe wynagrodzeniom pracowników obsługi, czyli dozorców i sprzątaczek. „W tej chwili sprzątaczka z wykształceniem podstawowym i dwudziestoprocentowym dodatkiem stażowym zarabia więcej od magistra ekonomii z pięcioletnim stażem” czytamy w liście.
Zenon Chaba, przewodniczący Ogólnopolskiego Międzybranżowego Związku Zawodowego RAZEM mówi, że samorządy podnosząc pensję minimalną podwyższaną przez rząd każdego roku, zupełnie ignorowali pracowników administracji w szkołach i przedszkolach. To dlatego, że ich pensje były większe niż najniższa krajowa.
– Wystarczyło tylko kwotowo podnosić ich zarobki. Ale zostało to rozwiązane w ten sposób, że obsłudze pensje wzrosły, a administracji się nie zmieniały. Teraz obie grupy zawodowe zarabiają tak samo, czyli najniższą krajową – mówi Zenon Chaba.
Dyrektorzy szkół i przedszkoli w rozmowie z Radiem Kielce przyznają, że w ich placówkach pensje części pracowników administracji to najniższa możliwa kwota. Zenon Chaba mówi, że podobna sytuacja jest też w innych miastach, ale jego zdaniem władze Kielc próbowały skłócić obie grupy zawodowe. Ma to związek z zarządzeniem prezydenta Bogdana Wenty w sprawie liczby etatów pracowników administracji i obsługi. Zarządzenie wiązało się ze zwolnieniami w małych placówkach oświatowych.
– Były jakieś dziwne rozmowy, obiecanki, że jak zwolnią trochę obsługi, to jakieś pieniądze dla administracji się znajdą. Według mnie to dziwne podejście, bo to jest szczucie jednej grupy zawodowej na drugą – twierdzi przewodniczący związku „RAZEM”.
Zarządzenie Bogdana Wenty unieważnił wojewoda, uznając je za niezgodne z prawem.
O komentarz w sprawie stanowiska pracowników administracji poprosiliśmy Tomasza Porębskiego, rzecznika prezydenta Kielc. Jednak jak odpowiedział, list na razie nie wpłynął do sekretariatu prezydenta, a dopiero po poznaniu jego treści władze Kielc będą mogły udzielić komentarza.