W większości kultur świata chleb jest podstawą pożywienia. Są jednak i takie miejsca, w których jest nieznany. Ale i my nie znamy wielu jego tajemnic.
W Chinach zamiast chleba podawany jest makaron lub ryż. Podobnie jest w Japonii i innych krajach azjatyckich. Tradycji jedzenia chleba nie znają także rdzenni mieszkańcy Ameryki Południowej, choć współcześnie – ze względu na europejskie wpływy – upowszechniają się tam różne rodzaje pieczywa. Kluczowym składnikiem kuchni regionu Amazonki jest maniok – typowy składnik śniadań w kolumbijskiej części Amazonki. Wciąż jednak najpopularniejszy jest tam ryż, stanowiący podstawę pożywienia. Mąki, a co za tym idzie i chleba, nie znajdziemy w najzimniejszych częściach świata. Eskimosi tradycyjnie żywią się mięsem upolowanych przez siebie zwierząt, które zapewnia im wszystkie potrzebne składniki odżywcze.
DZIĘKI MOCY CHLEBA ZIEMIA RODZIŁA NAJWIĘKSZY PLON
Wróćmy jednak do naszego regionu. Wiosną, gdy gospodarz wychodził orać, poświęcony w Wielką Sobotę chleb dawał zwierzętom pociągowym. Najpierw wołom, a potem koniom. Czasem gospodyni układała bochen chleba na pierwszej skibie. Miało to dać ziemi moc, aby rodziła jak największy plon. Również żniwa zaczynała kobieta, która w domu piekła chleb – matka, gospodyni. To ona na pole przynosiła bochenek i tu go zostawiała. Miała to być ofiara dla ziemi za plon. Chleb padał łupem zwierząt, ale wśród ludu panowało przekonanie, że ich dar został przez ziemię przyjęty.
Jesienią chleb pojawiał się w wieńcu dożynkowym. Ten zaś wyglądał inaczej, niż dzisiaj. Wieniec spleciony z najlepszych kłosów, udekorowany był słodkimi bułeczkami, ciastkami czy piernikami. Składany dziedzicowi miał wiele znaczeń. Zapewniał chłopów, że w razie głodu pan podzieli się z nimi ziarnem. Przekazanie bochna było też przekroczeniem niewidzialnej granicy między wsią a dworem. Jeżeli dziedzic przyjął chleb, to oznaczało, że część jego powodzenia, łaski niebios, spłynie także na poddanych.
Szczególnego znaczenia chleb nabierał w okresie Bożego Narodzenia. Opłatek, którym się łamiemy, dawniej był po prostu chlebem. Nie krojono go tylko łamano, jak Jezus podczas ostatniej wieczerzy. Na święta wypiekano też specjalny rodzaj ciasta – lekko słodkiego, z którego pieczone były tzw. szczodraki. Zależnie od regionu szczodraki pieczone były na Boże Narodzenie, Nowy Rok albo na Trzech Króli. Ważne, aby obdarowani nimi kolędnicy odeszli z błogosławieństwem na ustach, gdyby bowiem zostali źle przyjęci, mieli w zanadrzu przyśpiewki z życzeniami nieurodzaju i niepowodzenia. Co ważne, chleb na święta musiał być upieczony najpóźniej dzień przed wigilią. Gospodyni po wymieszeniu nie myła rąk, ale szła do sadu i wycierała ręce o drzewa owocowe specjalnym gestem od dołu do góry. Miało to im zapewnić wzrost i obfite plony w przyszłym roku.
CHLEB UMARŁYCH
Chleb był także łącznikiem ze światem zmarłych. Zwłaszcza na Wschodzie pieczone były „chleby umarłych”, stanowiące element obrzędu Dziadów.
Słowiańskie święto pamięci o przodkach było czasem spokojnej zabawy, bo zbyt huczna mogła spłoszyć lub rozgniewać duchy. Te zaś należało odpowiednio ugościć. Do najważniejszych obrzędów należała uczta odprawiana w domach lub na grobach przodków. Przygotowana na święto Dziadów strawa (np. miód, chleb, kasza, sól, jajka czy kutia), miała zapewnić żyjącym przychylność i pomyślność, a zmarłym spokój w zaświatach. Ważnym zwyczajem podczas święta Dziadów było celowe upuszczanie jadła i oblewanie grobów napojami, aby zmarli mogli się posilić. Przed zaśnięciem gospodynie kładły na stołach białe obrusy oraz chleb i sól, aby duchy odwiedzające w nocy domostwo nie były głodne.
Przejęte przez chrześcijaństwo „chleby umarłych” były podłużnymi bochenkami z krzyżem z ciasta pośrodku, które zanoszono na cmentarz. Nie wolno było ich tam jednak zostawić. Należało je wręczyć żebrakom, którzy odbierani byli jako istoty nie z tego świata. Przychodzili nie wiadomo skąd, nie wiadomo ile mieli lat, zajmowali się modlitwą. Często byli wśród nich „boży szaleńcy”, czyli niepełnosprawni, którzy zgodnie z wierzeniami mieli kontakt z zaświatami. Ważne jednak było, aby chleb dawać im w kromkach, nie w całym bochenku. Wydając cały bochenek można było wydać z domu szczęście.
Cały chleb można dać tylko domownikowi, jako życzenie pomyślności w drodze, również w drodze życiowej.
Po śmierci człowieka na stole kładziono chleb, aby zebrał złe moce. Chleb ten oddawano dziadom wędrownym, nie był jedzony podczas stypy, miał zapewnić modlitwę za duszę zmarłego.
Ten sposób upamiętniania zmarłych znany jest także w Meksyku, gdzie „chleb umarłych” pieczony jest w formie dużych bochenków lub małych bułeczek. Należy go przygotować w ciągu tygodnia poprzedzającego święto zmarłych, które – jak i u nas – obchodzone jest 1 i 2 listopada. Na naszych cmentarzach jest wówczas cisza i zaduma, w Meksyku kolorowa fiesta przy grobach bliskich. Jest muzyka, przebierańcy i biesiadowanie, którego częścią jest właśnie pan de muerto („chleb umarłych”). Zdobi się go podłużnymi kawałkami ciasta ułożonymi po bokach, które symbolizują kości, a kula na środku wyobraża czaszkę. Do „chleba umarłych” tradycyjnie dodaje się dużą ilość jajek i masła, a także przyprawy – anyż, skórkę pomarańczową i wodę z kwiatów pomarańczy. Po upieczeniu chleb, jeszcze na gorąco, smarowany jest masłem i posypywany cukrem.
JEDEN CHLEB – WIELE ZNACZEŃ
Przy każdym z najważniejszych momentów życia, chleb nabierał nowego znaczenia. Pierwszą okazją były narodziny dziecka, a właściwie wybór matki chrzestnej. Aby poprosić wybraną kobietę w kumy matka dziecka piekła chleb, z którym wysyłała ojca. Jeżeli chrzestna zgodziła się przyjąć na siebie ten obowiązek, w kilka dni później sama piekła chleb i przychodziła z nim do rodziców.
Chlebem wymieniali się także swatowie przy zaręczynach, poświadczając w ten sposób, że narzeczeni są bezpieczni, a ich związek zyskał aprobatę.
Później parę młodą witali na progu domu chlebem i solą. Nie ten jednak chleb był najważniejszy na weselu. Pierwsze miejsce należało do kołacza, zwanego też korowajem. Był to chleb pieczony z najlepszej mąki, do której dodawano wyjątkowo mleko i jajka, których nie ma w recepturze zwykłego chleba. Był to najpiękniejszy wypiek, jaki widziała polska wieś. Ozdabiany był różnymi figurkami i znakami, a wszystkie symbolizowały płodność i dostatek. Należało zadbać, aby kołacz wyrósł. Wobec tego gospodynie do niego cmokały, klaskały, a nawet podskakiwały, aby wyrósł jak najpiękniej. Być może to sprawiało, że kołacz rzadko miał zakalec. Było to ciasto tak niepowtarzalne, że nie pieczono go w przypadku ponownego ożenku wdowca czy wdowy uznając, że oni swój obowiązek płodności już wypełnili.