Nie słabną kontrowersje związane z wycinką drzew, która ma być wstępem do rewitalizacji parku miejskiego w Kielcach. Tylko w tym tygodniu pod topór poszło kilkadziesiąt drzew.
Do wycinki przeznaczono między innymi charakterystyczną wierzbę płaczącą, rosnącą nad stawem. Ta sprawa wzbudziła emocje wśród radnych i mieszkańców miasta.
Radny Marcin Stępniewski z Prawa i Sprawiedliwości obawia się, że w wyniku tego sposobu prowadzenia rewitalizacji, może zniknąć zdecydowanie więcej drzew niż wstępnie zakładano.
Zarzuty odpiera Agata Binkowska, dyrektor wydziału gospodarki komunalnej w ratuszu. Zapewnia, że projekt prac został poprzedzony szczegółową analizą i dokumentacją konserwatorską oraz dendrologiczną.
– Pierwszy etap remontu parku polega na wycince drzewostanu zainfekowanego chorobami a także usunięciu samosiejek. Tak naprawdę do usunięcia mamy 75 drzew. Zdecydowana większość stanowią samosiejki, posiadające obwód pnia do 25 cm – tłumaczy.
Agata Binkowska dodaje, że drzewostan w parku jest poddawany także zabiegom pielęgnacyjnym między innymi poprzez przerzedzanie koron drzew, z usunięciem suchych i połamanych konarów. Pytana, czy w przypadku część drzew można było uniknąć wycinki, dyrektor wydziału gospodarki komunalnej stwierdziła, że prace wykonywane są według projektu przygotowanego przez specjalistów.
– My tylko realizujemy te zadania, które zostały przedstawione w analizie przygotowanej przez fachowców z zakresu dendrologii. Prace mają przywrócić dawną świetność tego miejsca – dodaje.
Wycinka drzew w parku miejskim ma być prowadzona do marca. Na kolejne etapy prac miasto nie ma pieniędzy. Urzędnicy zapowiadają, że będą starali się zdobyć fundusze unijne, albo dotację z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Cała rewitalizacja ma kosztować około 11 mln złotych.