Z Andrzejem Jagodzińskim, wybitnym polskim pianistą, o najnowszym, nowatorskim projekcie „Bach” rozmawia Marzena Ślusarska.
Marzena Ślusarska: – Był jazzowy Chopin, prezentowany z ogromnymi sukcesami na wielu scenach, teraz dotykamy innej, także niezmiernie szacownej materii – muzyki Jana Sebastiana Bacha. To jest projekt wielkiej urody, ale z pewnością bardzo wymagający…
Andrzej Jagodziński: – Może nawet bardziej…
Jakie były inspiracje, przygotowania do tego świetnego materiału?
– Nie ma co ukrywać, ja lubię wyzwania przed sobą stawiać i starać się je pokonywać. Takim wyzwaniem był oczywiście Chopin, takim wyzwaniem były inne płyty, inne projekty, które się działy zawsze gdzieś na granicy klasyki i jazzu. Przez te lata dojrzałem jednak do zagadnienia co zrobić z Bachem, żeby on był jednocześnie i Bach i jazzowy. Tak jak to się udało zrobić z Chopinem. Ponieważ to jest barokowa muzyka, muzyka polifoniczna, więc, żeby to korespondowało z oryginałem, żeby było spójne, należało użyć zasady polifonicznej. Trenowaliśmy kilka lat i wreszcie doszliśmy do wniosku, że można to pokazać. Tak więc najważniejsza rzecz, to jest próba improwizacji polifonicznej.
Jan Sebastian Bach był artystą improwizującym i być może to pokrewieństwo muzyki także sprawiło, że efekt jest tak znakomity…
– Myślę, że improwizacja była obecna w każdej epoce. Natomiast improwizacja w baroku była szczególnie trudnym zadaniem, ponieważ wiemy, jak zbudowana jest na przykład fuga i żeby ją według ścisłych zasad zrealizować improwizując to bardzo poważny talent musi się tym zająć. Nie mówię tutaj, niestety, o sobie, bo u nas – jakby to powiedzieć – efekt nie jest oparty na ścisłej polifonii. Nie da się bowiem co najmniej we dwóch tak improwizować, żeby to było ściśle z zasadami i regułami. Charakter, klimat, melodyka i jakieś namiastki polifonii, jednak – mamy nadzieję, że zrozumiałe – umieszczamy w naszym programie.
W muzyce Jana Sebastiana Bacha linia basu była niezmiernie istotna. W Waszej muzyce Adam Cegielski sprawił się znakomicie. Tak sobie myślę, czy jego klasyczne wykształcenie, a także lata grania właśnie w trio Andrzeja Jagodzińskiego, mogły wpłynąć na tak świetną partię basu na płycie?
– Tak. Myślę, że, choć wszyscy jesteśmy kompletnie wykształconymi muzykami najtrudniejsze zadanie było przed perkusistą, ponieważ tu linii melodycznej nie ma. Myślę jednak, że znaleźliśmy optymalne rozwiązanie. Natomiast kontrabas, rzeczywiście. Linia basu u Bacha, zresztą nie tylko u Bacha, ale u Bacha szczególnie, musi być bardzo ściśle realizowana i korespondująca z tematem. Granie przez 30 lat chyba (śmiech) w tym samym składzie i mniej więcej ten sam repertuar, tak jak powiedziałem – balansowanie na granicy klasyki i jazzu – z pewnością kształtowało więc charakter naszego grania, że nie jest on zbyt mocno jazzowy, że sposób improwizacji mojej, czy basu również ma charakter klasycyzujący. Obaj mieliśmy doświadczenia ze sobą w orkiestrach symfonicznych, ja jeszcze wtedy jako waltornista, więc z pewnością coś z tego doświadczenia w nas zostało i wykorzystywaliśmy to w tym właśnie materiale bachowskim.
Znakomita gra Czesława Bartkowskiego, jego timing, też stanowi o jazzowym pulsie muzyki, którą od Was otrzymaliśmy…
– To zadanie było bardzo trudne, bo zbyt duża dawka jazzu być może zachwiałaby te proporcje między barokiem a jazzem, czy klasyką a jazzem. Natomiast Bartkowski znany jest z tego, że jest perkusistą delikatnym, ale jak trzeba, to potrafi zagrać 4F (głośniej niż Fortissimo Posibile – możliwie najgłośniej, oznaczane symbolem FFF – przyp. redakcji), chociaż oczywiście nie wykorzystuje tego i nie przesadza. Natomiast sposób grania ma w naszych kręgach określany czasem jako „ażurowy”, czyli taki, gdzie jest dużo przestrzeni.
Jak to się mówi – pauza to też muzyka…
– Oczywiście, cisza gra. I trzeba o tym pamiętać. Bartkowski jest mistrzem w tym ażurowym graniu i to z pewnością nadało tej muzyce jeszcze wyższego poziomu.
Zapytam o program płyty, bo dzieł Jana Sebastiana Bacha jest moc, tutaj mamy wybór sześciu utworów, wśród nich Małe Preludium. W oryginale jest króciutkie, tutaj jest rozbudowane do ośmiu minut, ze wspaniałymi improwizacjami. Czy to jest najważniejszy, kulminacyjny punkt płyty?
– Tak. Tak się złożyło podczas pracy nad tym materiałem, że to będzie właśnie kulminacyjny punkt płyty, mimo że Preludium jest Małe. Więc jeden utwór jest taki, w którym, można powiedzieć, jest więcej jazzu, może po to, żeby było słychać, że to grają jednak jazzmani, żeby nie było zbyt nudno, zachowawczo. Jeden jest taki utwór, w którym emocje wybuchają z ogromną siłą. Najważniejsza w tej muzyce jest improwizacja polifoniczna korespondująca z charakterem muzyki barokowej i wydaje mi się, że nikt tak jeszcze do tego materiału nie podszedł. Nie chciałbym górnolotnych słów używać, ale nie słyszałem jeszcze, nie zdarzyło mi się jeszcze znaleźć, a szukałem, również kiedy pracowaliśmy nad tym, czy coś takiego się dzieje w świecie gdziekolwiek i, niestety, nie. Albo dla nas „stety”.
To będzie wyjątkowe wydarzenie, które, jak w przypadku Chopina, choć tutaj jest jeszcze większy „kaliber” dzieła, podbije świat. Jazzowy Chopin zapoczątkował modę na Chopina w Polsce, ale z Bachem tak łatwo, jak przypuszczam, nie będzie?
– Próbować trzeba.
Przypomnę jeszcze rok 2015 i festiwal Bachowski w Wąchocku (Muzyka w Opactwie – Bach u Cystersów – przyp. red.). Tam zabrzmiał Bach na dwa fortepiany. Przy jednym fortepianie Andrzej Jagodziński, przy drugim Bogdan Hołownia. Czy to wydarzenie mogło mieć wpływ na sięgnięcie do bachowskiego repertuaru kilka lat później?
– Nie, to wydarzenie nie miało wpływu. To było w czasie, kiedy już praca nad tym materiałem trwała. Kiedy otrzymałem telefon z zaproszeniem na ten koncert w Wąchocku, niestety musiałem odmówić, ponieważ, powiedziałem, że my pracujemy oczywiście nad Bachem, ale jeszcze to nie jest gotowe i nie wiemy, kiedy będzie gotowe. Jak będziemy gotowi to chętnie tam zagramy. Natomiast znalazło się wyjście kompromisowe – Bogdan Hołownia przygotował tematy do improwizacji, nie były to zbyt, że tak powiem, wyszukane improwizacje. Po prostu taki klasyczny jazzowy projekt, czyli temat – improwizacja. Nie było tam improwizacji polifonicznej, punkt wspólny z Bachem to było tylko sięgnięcie po tematy.
Czas jest, jak wiadomo, trudny, jeśli chodzi o spotkania z publicznością, ale teraz, kiedy mamy już tę piękną płytę, czy można liczyć na jakiś koncert online, podczas którego można się tą muzyką na żywo raczyć?
– Tak. Takie koncerty są w Internecie, pewnie jeszcze dostępne, ponieważ zagraliśmy kilka razy na jesieni bez publiczności online i one gdzieś tam jeszcze wiszą. Myślę, że to się da znaleźć.
Serdecznie dziękuję, czekamy w takim razie na koncerty prawdziwe, na muzykę zagraną na żywo. Tymczasem raczymy uszy i duszę tą muzyką, która została zarejestrowana. Gratuluję tak wybitnego dzieła.
– Bardzo dziękujemy, chętnie zajrzymy do Kielc.
ANDRZEJ JAGODZIŃSKI
Z wykształcenia (Akademia Muzyczna im. F. Chopina w Warszawie) – waltornista. Na tym instrumencie grał w Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia. Pianista jazzowy, akordeonista (był to jego pierwszy instrument), kompozytor, aranżer i pedagog. Karierę jazzową rozpoczął od zdobycia głównych nagród – indywidualnej i zespołowej na festiwalu „Złota Tarka” w 1979 roku. Dzięki wyjątkowej umiejętności wtapiania się w brzmienia i konwencje, grał w różnych stylistycznie formacjach, zawsze z elitą polskiego jazzu, a w swej bogatej karierze koncertował niemal na całym świecie. W 1993 roku utworzył trio firmowane własnym nazwiskiem, zaaranżował utwory Fryderyka Chopina i albumem „Chopin” odniósł niebywały sukces wywołując ogromne zainteresowanie muzyków improwizujących twórczością Wielkiego Fryderyka. Późniejsze „chopinowskie” płyty ten sukces ugruntowały. Od ponad 20 lat spełnia się jako pedagog – prowadzi klasę fortepianu, zespoły jazzowe oraz wykłada improwizację jazzową. Na 20-lecie istnienia swojego zespołu, skomponował „Koncert fortepianowy g-moll” – prawykonany przez Trio Andrzeja Jagodzińskiego i Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Narodowej w Warszawie. Nagrał już kilkadziesiąt płyt, a jako, że jest artystą wszechstronnym, otwartym na piękno niesione muzyką, to realizuje kolejne.
Andrzej Jagodziński – ważne nagrody:
1994 r. – FRYDERYK za płytę „CHOPIN” w kategorii „Jazzowa płyta roku”
2001 r. – FRYDERYK w kategorii „Jazzowy muzyk roku”
2005 r. – Brązowy Medal Zasłużony Kulturze GLORIA ARTIS