Nieoczywisty spektakl o miłości, o życiu i o przemijaniu, w którym poważne tematy pokazane są bez patosu, a czasami wręcz z dużą dozą humoru. I ze znakomitą grą aktorów. Taka jest „Wiosenna bujność traw” – grudniowa premiera Teatru imienia Stefana Żeromskiego.
Autorem scenariusza i jednocześnie reżyserem spektaklu jest uznany twórca teatralny, Michał Siegoczyński. Tym razem sięgnął po oscarowy obraz Elli Kazana z 1961 roku. Opowiada on o miłości dwojga nastolatków, w realizacji której na przeszkodzie stoją konwenanse oraz uprzedzenia społeczne.
I choć kanwą był film, sam reżyser zaznaczył, że nie trzeba go oglądać, by zrozumieć o czym jest przedstawienie. Bo temat miłości, także tej pierwszej, jest ponadczasowy. Bohaterowie: Jude i Paul zakochują się w sobie. To ich pierwsze uczucie jest potężne. Sprawia, że nie ma dla nich żadnych ograniczeń. Planują wspólnie spędzić całe swoje życie i wydaje się im, że nic nie jest w stanie zagrozić ich wspólnemu szczęściu. Miłość zaczyna rządzić.
Tymczasem trudności jest sporo, a największymi przeciwnikami tego związku są rodzice młodych ludzi. Płonące wielkim płomieniem pierwsze uczucie, zawłaszcza wszystko, a potem wypala się i niszczy, prowadząc do tragedii. Niejako przy okazji poznajemy także inne relacje, widzimy, co naprawdę utrzymuje ludzi w związkach i jak mało jest w tym miłości.
Niby wszystko to znamy, a jednak spektakl warto zobaczyć. Powodów jest wiele. Jednym z nich jest sama konstrukcja przedstawienia. Akcja dzieje się w kilku płaszczyznach: na scenie oraz na ekranie. Grę aktorów z drugiego planu, na żywo pokazuje kamera.
Dodatkowo chronologia została całkowicie zaburzona. Reżyser niczym piłeczkami żongluje poszczególnymi scenami i emocjami. Miesza teraźniejszość z przeszłością, radość ze smutkiem. Choć poważnych momentów nie brakuje, to szybko rozładowuje gęstą atmosferę. Ten dynamizm sprawia, że widz nie nudzi się, a wręcz przeciwnie, zachowuje uwagę, starając się ułożyć te puzzle w całość.
W tym całym scenicznym „zamieszaniu” znakomicie odnajdują się aktorzy. Zadanie tym trudniejsze, że każda z postaci została narysowana grubą kreską, wręcz przerysowana, bo w bohaterach jest wiele niejednoznaczności.
W tej konwencji znakomicie sprawdzili się kieleccy aktorzy. Ale mimo to, cieszę się, że reżyser postawił na młode twarze.
Po raz pierwszy, na taką skalę, swój warsztat mógł zaprezentować Mateusz Bernacik – aktor, który w ubiegłym roku dołączył do naszego zespołu. Gra kilka postaci: Joe, bezdomnego, pastora i adoratora.
Nie da się jednak ukryć, że ciężar całego przedstawienia dźwigają aktorzy wcielający się w głównych bohaterów. To goszczący na naszej scenie: Wiktoria Wolańska jako Jude i Jakub Golla jako Paul. Nie tylko mocno zaznaczają swoją obecność na scenie. Ale także stawiają czoła często skrajnym emocjom, jakie targają ich postaciami. Wielkie brawa!
Ale spektakl ten budują także światło, projekcje i muzyka. Ta ostatnia to dzieło Kamila Patera. Mówiąc o muzyce, trudno nie wspomnieć o wypełniających przedstawienie światowych przebojach, które także tworzą swoisty klimat.
„Wiosenna bujność traw”, choć dotychczas została pokazana tylko raz, już przeszła do historii. To pierwszy spektakl w 142-letniej historii Teatru imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach, którego premiera odbyła się w Internecie. Warto to przedstawienie zobaczyć raz jeszcze, kiedy już będzie można zsiąść na teatralnej widowni. Ja czekam na ten moment.