Dziś Wigilia, czyli czas oczekiwania na przyjście Jezusa. Zanim jednak zaczniemy spożywać wieczerzę, z najbliższymi złożymy sobie życzenia i podzielimy się opłatkiem. Słowo „opłatek” wywodzi się z łacińskiego oblatum (dar ofiarny), a łamanie się nim symbolizuje, że Syn Boży stał się człowiekiem i ustanowił Eucharystię.
Opłatek na polskich stołach pojawił się dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku. To synonim życia, sytości, szczęścia i bogactwa. Jest także znakiem pojednania i przebaczenia, przyjaźni i miłości.
Gdy na niebie pojawi się pierwsza gwiazdka, możemy zasiąść do wieczerzy wigilijnej. W polskiej tradycji przyjęło się, że na świątecznym stole potraw musi być 12, ale nie zawsze tak było.
Jak mówi Aleksandra Imosa z Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni, liczba symbolizuje 12 apostołów, ale też 12 miesięcy. Dlatego, by nie zabrakło nam przez cały rok jedzenia, na kolację wigilijną przygotowuje się właśnie tyle potraw.
– Jednak pamiętajmy, że dawna wieś nie jadła tak bogato, jak sobie to wyobrażamy. Jeszcze w XIX wieku na świątecznym stole liczba potraw zawsze była nieparzysta. Podczas kolacji wigilijnej nie mogło zabraknąć darów pól, lasu, wód, ogrodów i łąk. Wiele składników, które tworzyły wigilijne potrawy ma swoje źródło właśnie w darach natury – wyjaśnia Aleksandra Imosa.
Na dawnej polskiej wsi, wigilijna wieczerza była przede wszystkim postna.
– Jedyne białko zwierzęce, jak to określają dzisiejsi dietetycy, pochodziło z ryb. Jedliśmy na Wigilię śledzie, a na Kielecczyźnie solone śledzie. Był także suszony, bądź wędzony dorsz i karp. Nasz region słynie z wielu hodowli tych ryb, które mają znaczące tradycje – dodała Aleksandra Imosa.
Na dawnej kieleckiej wsi na wigilijnym stole nie mogło też zabraknąć darów sadów, a więc jabłek, suszonych śliwek, ale także maku, kaszy jaglanej ze śliwkami, która była potrawą ofiarną, jak również kompotu z suszu.
Do 2003 roku w Polsce, w Wigilię obowiązywał ścisły post, obecnie powstrzymywanie się od jedzenia w tym dniu potraw mięsnych jest jedynie zalecane.