W plebiscycie na młodzieżowe słowo roku organizowanym przez Wydawnictwo PWN na pierwszym miejscu znalazło się nazwisko wicepremiera Jacka Sasina i utworzone od niego sasinować, natomiast na drugim imię Julka, czasem podawane w liczbie mnogiej.
Według zgłaszających imię to ma negatywny kontekst, oznaczający przemądrzałą, mającą lewicowe poglądy dziewczynę, która bierze udział w ulicznych protestach.
W pierwszej piątce były też dwa wulgaryzmy. W efekcie jurorzy konkursu zdecydowali się nie wybierać w tym roku młodzieżowego słowa roku. Decyzję tę tłumaczy zasiadająca w jury, profesor Anna Ewa Wileczek, językoznawca z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego.
– Żadne z tych słów o najliczniejszej reprezentacji nie było zgodne z regulaminem konkursu. Rzeczywiście w tym roku plebiscyt cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem, liczba zgłoszeń przekroczyła 190 tys. Widać, że język młodego pokolenia jest dla wielu osób interesujący – mówi profesor Anna Ewa Wileczek.
Najczęściej zgłaszanym słowem, które nie naruszało regulaminu plebiscytu było: naura. Oznacza ono pożegnanie, ale też zakończenie nieprzyjemniej dyskusji. Zaproponowało go ponad 12 tys. osób.
W tym roku wśród przysłanych w plebiscycie propozycji znalazło się dużo wulgaryzmów. Profesor Piotr Zbróg, językoznawca i kierownik Zakładu Komunikacji Językowej w Instytucie Literaturoznawstwa i Językoznawstwa UJK mówi, że to go nie dziwi.
– Ogólnie język się zradykalizował. Różne wydarzenia, różne zjawiska budzą takie emocje, że nie wystarczy już użycie nawet potocznych zwrotów w oficjalnych nawet wypowiedziach – tłumaczy naukowiec.
Jak dodaje, młodzi ludzie używają wulgarnych wyrazów, ale nie są one wcale dominujące w ich języku.