Od soboty powiat buski będzie czerwoną strefą. Czy w związku z tym sanatoria znów staną przed widmem kryzysu? Wojciech Lubawski, prezes zarządu Uzdrowiska Busko-Zdrój, przyznaje, że w związku z rosnącą liczbą zakażeń koronawirusem kuracjusze rezygnują z przyjazdu do obiektów uzdrowiskowych.
– Po pierwszej fali pandemii wróciliśmy do normalności. Wówczas mieliśmy obłożenie naszych obiektów na poziomie 80- 85 proc. Obecnie ludzie się boją i zbliżamy się do 50 proc. To słaby wynik, który odbija się na wpływach – mówi prezes.
Dodaje, że zarówno pacjenci, którzy przyjeżdżają prywatnie, jak i ci skierowani przez Narodowy Fundusz Zdrowia często rezygnują z zarezerwowanych wcześniej pobytów.
– Okazuje się, że czas oczekiwania na wyjazd nie jest na tyle motywujący, żeby chcieli tu przyjechać – zaznacza.
Wojciech Lubawski podkreśla, że negatywne skutki finansowo-gospodarcze wywołane efektem koronawirusa znowu mogą dotknąć uzdrowisko w Busku-Zdroju.
– Na razie dajemy sobie radę, ale nie wiem jak długo to potrwa – mówi.
Z kolei Gerard Jakubowski, rzecznik uzdrowiska, zapewnia, że w każdym z obiektów przestrzegane są rygorystyczne procedury. To m.in. mierzenie temperatury, wywiad epidemiologiczny, dezynfekcja dłoni, zachowanie dystansu oraz noszenie maseczek. Przed przyjazdem na leczenie każdy pacjent ma wykonywany test według zaleceń NFZ. Negatywny wynik jest warunkiem przyjęcia na leczenie.
Ponadto personel zachowuje wszystkie środki ostrożności, procedury oraz wytyczne mające zapobiegać rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Kuracjusze cały czas są także monitorowani przez specjalistów z zakresu epidemiologii.
– Obawy przed zakażeniem nie dotyczą wyłącznie samego pobytu w uzdrowisku. Osoby, które do nas przyjeżdżają musza często pokonać z miejsca swojego zamieszkania nawet kilkaset kilometrów. Dlatego w obecnej sytuacji cześć z nich woli pozostać w domu – mówi Gerard Jakubowski.
Zarząd uzdrowiska poinformował, że będzie prowadzić działalność leczniczą mimo wprowadzenia czerwonej strefy.