Teatr imienia Stefana Żeromskiego zainaugurował działalność w tymczasowej siedzibie w Wojewódzkim Domu Kultury. Nowy etap w historii kieleckiej sceny dramatycznej otworzył spektakl „Loretta”, w reżyserii Michała Kotańskiego.
Premiera pierwotnie była planowana na sobotę, ale po decyzji o objęciu Kielc czerwoną strefą, wydarzenie przeniesiono na piątkowy wieczór. Michał Kotański, dyrektor Teatru imienia Stefana Żeromskiego wyjaśnił, że premiera musiała się odbyć.
– Robienie spektaklu to jest proces. Dobrze go domknąć, a nie zostawiać. Oczywiście publiczność też pomaga postawić kropkę nad „i”, więc zależało mi na tym, żeby aktorzy skonfrontowali się z publicznością – tłumaczył.
Widzowie zobaczyli groteskowy i feminizujący tekst kanadyjskiego dramatopisarza Georga F. Walkera.
– Jest w tym tekście i trochę komedii, ale też jakaś refleksja nad światem, która mi się podoba. Myślę, że dzięki temu, w jaki sposób jest on skonstruowany, część widowni, poza uśmiechnięciem się, zastanowi się nad tematami, jakie autor podejmuje – mówił reżyser.
W rolę tytułowej bohaterki wcieliła się Anna Antoniewicz, która niemal przez cały spektakl, trwający 120 minut, była obecna na scenie. Zmierzyła się z ciężarem emocji i doświadczeń swojej postaci, zdeterminowanej kobiety, która dla pieniędzy jest w stanie zrobić wszystko.
– Dla mnie to był niesamowity zaszczyt, że Michał Kotański zaufał mi i obsadził mnie w takiej roli. Naprawdę niesamowicie się cieszę, że mogłam podjąć takie wyzwanie i pokazać swoją ciemniejszą stronę. Co było dla mnie najtrudniejsze? Chyba zrozumienie tego poczucia, które nosi w sobie Lori, czyli tej chęci zdobycia wolności i tych decyzji, które musi podjąć – wyjaśniła.
Na scenie pojawili się również: Ewelina Gronowska, Wojciech Niemczyk oraz Łukasz Pruchniewicz.
Wojciech Niemczyk przyznał, że postać Dave’e, w którą się wcielił, była dla niego wyzwaniem.
– Była szansą na stworzenie czegoś innego niż zazwyczaj. To jest zawsze dodatkowa przyjemność dla aktora, żeby się sprawdzić, żeby poszukać w sobie jakichś innych dróg. Jest to spektakl, jak najbardziej osadzony na aktorze, a po drugie – komedia. Dla mnie to kolejny powód do radości, bo ja zazwyczaj byłem osadzany w dramatycznych rolach, i cieszyłem się że wreszcie mogę pograć coś lżejszego – przyznał.
„Loretta” była pierwszym spektaklem zagranym na nowej, tymczasowej scenie w Wojewódzkim Domu Kultury. Teatr imienia Stefana Żeromskiego spędzi tu najbliższe trzy lata, kiedy gruntowny remont będzie przechodziła jego siedziba przy ulicy Sienkiewicza.
Aktorzy chwalili nowe miejsce.
– Jest inaczej – powiedział Łukasz Pruchniewicz – Jesteśmy przyzwyczajeni do tamtej sceny, ale tu też mam pozytywne wrażenia: jest dobra akustyka i trochę bardziej kameralnie, bliżej ludzi – dodał.
Widzowie obecni na premierze, swoją uwagę dzielili na odbiór przedstawienia i oglądanie nowej przestrzeni. Obcowanie ze sztuką utrudniała konieczność noszenia maseczek. Premiera odbywała się w reżimie sanitarnym.
Dyrektor departamentu kultury i dziedzictwa narodowego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Świętokrzyskiego Magdalena Kusztal zapytana o wrażenia po premierze, żartowała, że było ich za dużo.
– Czy mi się podobało? Na ten moment nie wiem, bo jestem oszołomiona. Pierwszy raz jestem w teatrze w masce, pierwszy raz jesteśmy na ten nowej scenie, pierwszy raz zobaczyłam spektakl w reżyserii Michała Kotańskiego, który nie był inscenizacją powieści epickiej, tylko farsą, komediodramatem. Muszę to wszystko przemyśleć – mówiła.
Dodała, że w czasie spektaklu także oglądała nową salę.
– Już tęsknię za starym teatrem. Czekamy na remont, ale jedno, co jest pewne, to że teatr i aktorzy nie błąkają się po mieście – zauważyła Magdalena Kusztal.
Za ten własny, tymczasowy, dach nad głową dyrektor Michał Kotański dziękował władzom województwa.
Lokum chwalił Grzegorz Strzelczyk, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Teatru imienia Stefana Żeromskiego.
– Ta sala powstała z konieczności, ale myślę, że będzie bardzo przydatna dla mieszkańców Kielc – ocenił. Odniósł się także do samej sztuki.
– Podobała mi się. Przede wszystkim gra aktorów. Myślę, że cała czwórka pokazała, że są to świetni artyści. Zawsze z dumą na nich patrzę. Ten rodzaj humoru, który tutaj się pojawił, mi osobiście się podoba: taki niewymuszony, trochę sytuacyjny, trochę wynikający z tekstu – wymieniał.
Grzegorz Pańtak, zastępca dyrektora Kieleckiego Teatru Tańca gratulował ekipie Teatru imienia Stefana Żeromskiego.
– Na pierwszy plan wychodzi tytułowa postać, świetnie zagrana. Choć na co dzień zajmuję się teatrem, to dałem się wciągnąć w tę historię. Myślę, że to zasługa aktorów, jak i samego reżysera. Płynnie, dynamicznie i z dużymi detalami zrobione przedstawienie, także jestem zachwycony i gratuluję też teatrowi, że mają taką nową scenerię – zaznaczył.
Były też życzenia od widzów. Karolina Kasprzycka po spektaklu powiedziała:
– Mam nadzieję, że te trzy lata, zanim wrócimy na ulicę Sienkiewicza, będą tu mile spędzone, że pojawią się bardzo dobre sztuki, a przede wszystkim obejrzymy je w normalnej rzeczywistości, pokonawszy pandemię – stwierdziła.
Kamienica przy ulicy Sienkiewicza, gdzie od 141 lat mieści się kielecka scena dramatyczna czeka na remont. W przyszłym tygodniu zakończy się przetarg, który ma wyłonić wykonawcę prac.