Miód jest jedynym w swoim rodzaju produktem znanym od tysięcy lat. Jak to się stało, że dzikie pszczoły zostały udomowione? Między innymi tego można się dowiedzieć w ten weekend na zamku w Chęcinach.
W rolę dworskiego bartnika wcielił się Grzegorz Szymański z Małogoszcza. Swoją gawędą przenosił słuchaczy w zamierzchłe czasy.
– Na samym początku pszczoły żyły dziko, zakładały barcie w wiekowych lipach, czy sosnach rosnących w borach. Wtedy człowiek, tak jak dzisiaj zwierzęta, na przykład niedźwiedź, wchodził na drzewo, by się dostać do tej barci – opowiadał.
Potem postanowiono przenieść pszczoły w łatwiej dostępne miejsce. Wystarczy zabrać im matkę, a wtedy za nią przeleci cały rój. Ich nowym lokum były kłody.
– Początkowo były to kłody poziome, zatykane z dwóch stron słomą lub jakimś ziołem. Nakłuwało się dziurę, brało się te królową, wpuszczało do tej barci i cały rój tam wlatywał – wyjaśniał.
Ale leżąca kłoda miała wiele wad, między innymi dostawała się do niej woda, więc kolejnym krokiem była kłoda stojąca, nakrywana słomą, a potem deskami. Ciągle jednak udoskonalano tę kłodę, bo okazało się, że pszczoły z trudem przezywają w niej zimę. Tak zaczęto wyplatać pierwsze ule ze słomy. Kolejne unowocześnienia doprowadziły do powstania takich uli, jakie dziś znamy.
Jednak jak podkreśla Grzegorz Szymański, historia zatoczyła koło i dziś znów odradza się bartnictwo. Także w naszym regionie, w świętokrzyskich lasach. Oczywiście wszystkie te działania służyły pozyskiwaniu miodu, który do dziś jest wysoko ceniony.
Oprócz ciekawej gawędy, na zamku odbywają się pokazy. Można zobaczyć jak ewaluował ul, jak przed wiekami podbierano miód, jak się chroniono przed pszczołami, a także samemu wykonać świecę z wosku. Nie brakuje konkursów z nagrodami.
Dziś pokazy potrwają do godziny 18. Ale szansa na spotkanie z historią pszczelarstwa będzie także jutro.