W 2. kolejce Ligi Mistrzów piłkarze ręczni Łomży Vive pokonali w Hali Legionów węgierski MOL Pick Szeged 26:23 (12:7). Najskuteczniejszym zawodnikiem kieleckiego zespołu był zdobywca ośmiu bramek Alex Dujszebajew.
Podopieczni trenera Juana Carlosa Pastora przyjechali do Polski mocno osłabieni. Sześciu zawodników węgierskiej ekipy zostało zarażonych koronawirusem. Wśród nich są m.in. były gracz kieleckiego zespołu Dean Bombac, Borut Maczkowszek i Bence Banhidi. Kolejnych trzech graczy wicemistrza Węgier jest kontuzjowanych, m.in. Luka Stepancic i Stefan Rafn Sigurmannsson. W kadrze polskiej drużyny na ten mecz zabrakło Sebastiana Kaczora, Michała Olejniczka, Mateusza Korneckiego i grającego trenera Krzysztofa Lijewskiego.
Wynik spotkania otworzył hiszpański rozgrywający gości Joan Canellas, ale riposta kielczan była błyskawiczna. Po trafieniu Artsioma Karalioka, mistrzowie Polski w ósmej minucie prowadzili już 4:1. Nie załamało to jednak zespołu węgierskiego, w szeregach którego popisową partię rozgrywał bramkarz Ronald Mikler. Pięć minut później po bramce Serba Bogdana Radivojevica było już tylko 5:4 dla gospodarzy.
Przez kilka kolejnych minut gra była wyrównana, ale drugi kwadrans pierwszej połowy należał już do zespołu Talanta Dujszebajewa. W 25. min atomowym uderzeniem z drugiej linii w stylu Karola Bieleckiego popisał się Szymon Sićko, po chwili Miklera pokonał Branko Vujović i kielczanie prowadzili już 9:5.
Ostatecznie po 30 minutach gospodarze wygrywali 12:7. Obie drużyny miały problemy ze skutecznością, trzeba jednak przyznać, że świetnie spisywali się obaj bramkarze, wielokrotnie ratując swoje ekipy przed utratą bramek. Na dodatek Mikler obronił rzut karny wykonywany przez Arkadiusza Morytę, a Wolff zatrzymał rzuty z linii siódmego metra Radivojevica i Canellasa.
Na początku drugiej połowy Wolff obronił trzeci już rzut karny, a pechowym egzekutorem był ponownie Radivojevic. Po chwili prowadzenie gospodarzy do sześciu trafień (13:7) podwyższył Alex Dujszebajew. Kolejne minuty to jednak show Canellasa. Hiszpan był niemal nie do zatrzymania. Po jego siódmej bramce w 36. min było już tylko 14:10 dla zespołu z Kielc. Siedem minut później przewaga Łomży Vive zmalała do dwóch trafień (17:15 Martin Stranovsky).
Gospodarze nie potrafili znaleźć sposobu na grających siódemką w polu rywali. Na dwanaście minut przed końcem przy wyniku 19:17 o czas poprosił Talant Dujszebajew. W zespole kieleckim ciężar gry wziął na siebie starszy syn trenera Alex, ale osłabiony węgierski zespół dostrzegł możliwość sprawienia w Kielcach sporej niespodzianki.
W 54. min po raz jedenasty trafił niezawodny Canellas i goście przegrywali tylko 21:22. Na kieleckiej ławce spokojniej zrobiło się dopiero na dwie minuty przed końcem po trafieniu Igora Karacica (25:22).
Mistrz Polski odniósł pierwsze zwycięstwo w rozgrywkach, ale musiał na nie solidnie zapracować. Należy jednak pochwalić gości, którzy mimo sporych osłabień, potrafili zmusić zawodników Łomży Vive do maksymalnego wysiłku. Z 23 bramek dla gości, aż 17 było dziełem duetu Canellas – Radivojevic.
– To był bardzo nerwowy mecz. Było przed nim bardzo dużo znaków zapytania, bo nie wiedzieliśmy, w jakim składzie przyjadą i co będą grać – tłumaczył Krzysztof Lijewski.
Przypomnijmy, Madziarzy stawili się w Kielcach bez sześciu graczy, którzy są w izolacji po wykryciu u nich koronawirusa.
– Tak naprawdę dopiero w pierwszych minutach zobaczyliśmy, co grają. Zaczęliśmy to analizować i wyciągać wnioski. Trzeba do tego dodać świetną grę ich bramkarza Rolanda Miklera. Gdyby nie jego interwencje, powinniśmy w pewnym momencie prowadzić już 10:2, a nie 5:2, jak to było na parkiecie. Muszę też zwrócić uwagę na świetny występ zwłaszcza w drugiej połowie naszego Andiego Wolffa, który odbijał bardzo ważne piłki w kluczowych momentach. O wygranej przesądziła zimna krew naszych liderów w końcówce meczu. Alex Dujszebajew i Igor Karacić wzięli na siebie ciężar zdobywania goli i poprowadzili zespół do zwycięstwa – cieszył się drugi trener mistrzów Polski.
– Było bardzo ciężko grać dzisiaj z Szeged, bo rywale nie mieli nic do stracenia, a my mieliśmy wszystko – powiedział Władysław Kulesz.
– Nie mogliśmy przegrać, ponieważ przyjechali nieoptymalnym składem. W pierwszej połowie była walka dwóch bramkarzy. Bardzo dobrze „stali” i Mikler i Andi. W jednym momencie Andi wykonał kilka interwencji z rzędu i na tym zbudowaliśmy swoją przewagę, choć sami popełniliśmy też wiele błędów w ataku, w sytuacjach sam na sam i dlatego ta przewaga nie mogła urosnąć jeszcze bardziej. W drugiej połowie zespół z Szeged grał siedmiu na sześciu. Na początku mieliśmy z tym problem, ale w końcu wyczuliśmy ten styl gry – ocenił rozgrywający mistrzów Polski.
– Gratulacje dla Talanta i dla Kielc – mówił Jonas Kallman.
– Rywale byli dziś od nas lepsi i co do tego nie ma wątpliwości. Mieliśmy swoje małe szanse, ale ogólnie Kielce były lepsze. Cieszę się bardzo, że nasi koledzy z drużyny, którzy zostali w domu czują się coraz lepiej. Teraz my musimy wrócić, odpocząć i jak najlepiej przygotować się do meczu z Vardarem, który zagramy za tydzień – podsumował szczypiornista MOL Pick Szeged.
W 3. kolejce Ligi Mistrzów Łomża Vive Kielce zmierzy się 1 października na wyjeździe z norweskim Elverum.
Łomża Vive Kielce – MOL-Pick Szeged 26:23 (12:7)
Łomża Vive Kielce: Andreas Wolff, Miłosz Wałach – Alex Dujshebaev 8, Igor Karacic 4, Angel Fernandez Perez 4, Sigvaldi Gudjonsson 2, Branko Vujovic 2, Arkadiusz Moryto 2, Szymon Sićko 1, Nikolas Tournat 1, Władysław Kulesz 1, Arciom Karalek 1, Haukur Thrastarson, Cezary Surgiel, Daniel Dujshebaev, Tomasz Gębala.
MOL-Pick Szeged: Mirko Alilovic, Ronald Mikler – Joan Canellas 11, Bogdan Radivojevic 6, Dmitry Żytnikow 3, Jonas Kalman 2, Daniel Kecskes 1, Barnabas Rea, Matej Gaber, Bruno Bajusz, Martin Stranovsky, Miklos Rosta, Jozsef Toth, Daniel Fekete.
Karne minuty: Łomża Vive – 8, Pick Szeged – 10. Sędziowali: Henrik Mortensen i Jesper Kirkholm Madsen (Dania). Widzów: 2 000.