Był „nauczycielem”, próbował swoich sił w sporcie, przewodził szwadronowi kawalerii, pomagał dzieciom, a dziś jest na zasłużonej emeryturze. Mowa o koniu o imieniu Akapit, który świętuje 30 urodziny. W przypadku tych zwierząt to bardzo zaawansowany wiek.
Jest dzieckiem mezaliansu – tak o Akapicie mówi jego właściciel, Ryszard Mirowski.
– Jego mama, Bella, to kobyłka z plebsu, z powiatu włoszczowskiego, a ojciec o imieniu Anagram, pełnej krwi, „folblut”, czyli koń krwi angielskiej, z jeszcze wtedy państwowej stadniny w Kozienicach. Tak się złożyło, że Anagram miał przestać być mężczyzną, więc szybko zorganizowaliśmy spotkanie tej pary w Borkowie – wspomina.
„Randka” okazała się brzemienna w skutkach. Dzięki temu 11 miesięcy później, 26 sierpnia 1990 roku, w ośrodku jeździeckim Maag w Dyminach urodził się Akapit.
– Przy tym porodzie byliśmy obecni, co czasami się przydaje, bo nieraz trzeba pomóc, ale w tym przypadku Bella świetnie dała sobie radę sama – wyjaśnia Ryszard Mirowski.
Mieszanka krwi i charakterów: spokój po matce i żywiołowość po ojcu procentowały w życiu Akapita. W czasie trzech dekad „zajmował się” różnymi aktywnościami, choć cały czas przebywał w miejscu swojego urodzenia. Na początku Akapit był związany z rekreacją.
– Są chyba ze trzy pokolenia jeźdźców, które zaczynały w tej dziedzinie, korzystając z jego siodła, z jego nauk. To taki koń profesor, zresztą bardzo przyjemny, ufny, chociaż z werwą, z charakterem, bo jednak połowę tej krwi angielskiej ma – mówi.
Wzorem ojca spróbował też swoich sił w sporcie. Skakał w najniższych klasach, ale nie osiągnął jakiegoś wielkiego sukcesu. Za to sprawdził się jako koń ułański.
– Ja sobie trochę żartuję, nazywam go koniem patriotą, bo jak powstał Kielecki Szwadron Kawalerii im. 13. Pułku Ułanów Wileńskich, to nie wszyscy panowie mieli swoje konie, więc korzystali z koni państwa Wojciechowskich, i jednym z nich też był Akapit – mówi Ryszard Mirowski.
Przez kilka lat, dopóki zdrowie mu na to pozwalało, Akapit uczestniczył w wydarzeniach o charakterze patriotycznym. Ale nie był szeregowym koniem.
– Przewodził szwadronowi, czyli jechał na czele, był koniem odważnym, nie bał się wystrzałów, tak jakby był szefem koni tego szwadronu – podkreśla z dumą właściciel.
Akapit dwa razy brał także udział w rajdzie upamiętniającym majora Hubala. W tym czasie w ośrodku Maag rozpoczęły się zajęcia z hipoterapii.
– Akapit współpracował. Był już trochę starszy, czyli już stonowany, spokojny. Do tych celów potrzebne są właśnie takie konie. Dobrze sprawdził się w tej roli – mówi Ryszard Mirowski.
Zwierzę uczestniczyło w zajęciach hipoterapii jeszcze cztery lata temu. Dziś jest już na zasłużonej emeryturze. Pracownicy stajni mówią do niego pieszczotliwe „Dziadzio”. A sam właściciel przyznaje, że Akapit jest dla niego bardzo ważny.
– Dzisiaj, jak patrzę na niego, na to, jak rydwan czasu go przetrącił swoim skrzydłem, nie odczuwam radości, tylko raczej smutek, ale to też ogromne wspomnienia. Przez te 30 lat jest jak członek rodziny – podkreśla.
Trzy dekady dla konia to dużo. Rzadko spotyka się konie w tym wieku, choć powoli zaczyna się to zmieniać.
– Współpraca koń-człowiek, człowiek-koń jest w tej chwili zupełnie inna. Dawniej konie służyły jako siła pociągowa, do cięższej pracy, natomiast dzisiaj właściwie umilają nam życie, za co powinniśmy być im wdzięczni i kochać je, a one potrafią tę miłość oddać – zaznacza.
Wczorajsze, 30. urodzony Akapita były skromne. Jak dodaje Ryszard Mirowski jubileuszowa impreza dopiero się odbędzie.
– Urodziny upływają w dużym spokoju, nie ma fety, tortów, petard, bo konie jednak wolą spokój, ale chcemy zrobić spotkanie sympatyków Akapita przy okazji zawodów, które odbędą się 3 października – mówi.
Zaznacza przy tym, że tu nie chodzi o podkreślenie rekordu, bo konie dożywają coraz dłuższego wieku, ale ten jubileusz jest pretekstem, by mówić o jeździectwie, o przyjaźni konia z człowiekiem.