Joanna Woś, pochodząca z Kielc solistka Teatru Wielkiego w Łodzi wystąpi dziś wieczorem podczas koncertu z cyklu „Chopinowskie inspiracje”. Wydarzenie rozpocznie się o godzinie 19.00, w ogrodzie włoskim Pałacu Biskupów Krakowskich w Kielcach.
Artystka jest nazywana królową włoskiego belcanta, dysponuje nieskazitelnie czystym intonacyjnie głosem, o bardzo szerokiej skali. Ma na swoim koncie laury zdobyte na prestiżowych konkursach i występy na światowych scenach. Przyznaje, że wybierając scenę operową, podjęła słuszną decyzję.
– Wymyśliłam, że teatr i muzyka to jest połączenie tak genialne, że w tym najlepiej zrealizuje się moja miłość do sztuki, ale też moje pasje. Mój wybór był strzałem w dziesiątkę. Czasami dziecko mi mówi – „mamo, jaka ty jesteś szczęśliwa, że robisz to, co kochasz, że to znalazłaś”. To prawda. Niektórzy szukają całe życie, a mnie się to udało na początku – stwierdza.
Dziś wieczorem wykona pieśni Fryderyka Chopina, Stanisława Moniuszki, Mieczysława Karłowicza, Stanisława Niewiadomskiego i Józefa Michała Poniatowskiego. Na fortepianie zagra Artur Jaroń.
Joanna Woś zachęca do udziału w wydarzeniu.
– Dzięki zaproszeniu Artura Jaronia mam tę szansę i okazję, żebyśmy mogli wspólnie z mieszkańcami Kielc, miłośnikami muzyki trochę pomuzykować i wciągnąć publiczność w inny świat. Serdecznie zapraszam – mówi.
Wydarzenie rozpocznie się dziś, o godzinie 19, w ogrodzie włoskim Pałacu Biskupów Krakowskich w Kielcach. W przypadku załamania pogody koncert zostanie przeniesiony do pałacowych wnętrz. Wstęp wolny. Retransmisja w poniedziałek, 24 września, po godzinie 23 na antenie Radia Kielce.
WYWIAD Z JOANNĄ WOŚ
Spotykamy się w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych w Kielcach, w tej szkole, która co prawda wtedy inaczej wyglądała i była w innej części miasta, uczyła się pani grać na skrzypcach.
To było lata świetlne temu, ale rzeczywiście chodziłam do szkoły muzycznej, choć wtedy to były zupełnie inne warunki, trzeba było chodzić do dwóch szkół naraz.
Nie kontynuowała pani nauki na instrumencie, tylko wybrała kształcenie głosu. Co się stało ze skrzypcami, dlaczego pani z nich zrezygnowała?
Leżą na szafie (śmiech). Jakoś nie miałam szczęścia i nie trafiałam na pedagoga, który umiałby we mnie rozbudzić fantazję do tego instrumentu. Ale to, czego się wtedy nauczyłam, bardzo mi pomogło i w dalszym ciągu pomaga w tym, co robię.
A kto i kiedy odkrył w pani ten cudowny, nietuzinkowy sopran?
Ja całe życie śpiewałam. Nawet jako dziecko chodziłam ze skakanką po parapecie i udawałam że z mikrofonem stoję na scenie (śmiech). W szkole podstawowej czy w szkole muzycznej, jak były chóry, to śpiewałam. W końcu zdecydowałam, że jak nie instrument, to chciałabym pracować w teatrze. Ale byłam zbyt nieśmiała, brakowało mi wiary i przebojowości, żeby dostać się do szkoły teatralnej, więc wymyśliłam, że teatr i muzyka to jest połączenie tak genialne, że w tym najlepiej zrealizuje się moja miłość do sztuki, ale też moje pasje. Wybór był strzałem w dziesiątkę. Czasami dziecko mi mówi – „mamo, jaka ty jesteś szczęśliwa, że robisz to, co kochasz, że to znalazłaś”. To prawda. Niektórzy szukają całe życie, a mnie się to udało na początku.
W tym aktorstwie pani się realizuje, bo gra pani niesamowite role.
Ostatnio tak myślałam, że spełniłam swoje operowe marzenia i tak się zastanawiam, co bym jeszcze chciała zaśpiewać. Pomyślałam sobie, że fajnie by było jednak pokonać tę barierę i przejść do teatru czy do filmu, gdzie można rozwijać tę inną stronę. Zwłaszcza po ostatnich rolach, jakie robiłam, a to była muzyka współczesna XX wieku, między innymi „Tramwaj zwany pożądaniem” – to było coś fenomenalnego. Trafiłam na fantastycznego reżysera Maćka Prusa i uważam, że to była moja największa, najwspanialsza przygoda teatralna.
Czyli jest duża szansa, że ta strona aktorska się rozwinie?
Człowiek najczęściej bierze to, co mu życie przynosi. Mnie cały czas przynosi operę, śpiew, muzykę kameralną, ale zobaczymy.
Pokazała pani, że jest otwarta na różne artystyczne wyzwania, współpracując z Krystyną Jandą czy Michałem Szpakiem.
Wcześniej też w Łodzi, w Teatrze Powszechnym, robiłam „Kwartet” Bogusława Schaeffera na cztery aktorki i każda była z innego teatru, miks osobowości. To też było super doświadczenie. Rzeczywiście, lubię wyzwania i jestem przygotowana na to, że podejmując je, zaczyna się od początku.
Za to do Kielc, do naszego regionu wraca pani już kolejny raz.
Ostatnio dosyć często, prawie co roku byłam zapraszana przez Artura Jaronia, dyrektora Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego imienia Krystyny Jamroz do Buska-Zdroju, do wzięcia udziału w koncertach. Raz mieliśmy nawet recital. Jakoś nam się to sprawdza i nawet dobrze nam się układa ta współpraca, a w tym roku, po raz pierwszy od wielu lat, wystąpię w Kielcach.
Co usłyszymy w pani wykonaniu?
Pieśni Chopina, Moniuszki, Karłowicza, taki kameralny koncert.
Obecnie jest pani związana z Teatrem Wielkim w Łodzi.
Tak, to jest mój macierzysty teatr od lat i jestem z nim związana niemal przez cale moje zawodowe życie.
Ale często gościnnie pojawia się pani także na innych scenach. Czy to gdzie i przed kim pani występuje, ma znaczenie?
Olbrzymie, dlatego, że każdy artysta musi mieć możliwość występowania z różnymi zespołami, z różnymi dyrygentami, różnymi orkiestrami. Jest to bardzo mobilizujące, bo wtedy każdy stara się stanąć na wysokości zadania, dzięki temu nie wpada się w rutynę, ale też nie przyzwyczaja się odbiorców do określonego stylu gry. To motywuje, by cały czas podnosić sobie poprzeczkę, podwyższać kwalifikacje, poprawiać technikę. Bardziej uczula też na publiczność, a ta w każdym miejscu jest inna.
Dzisiejszy koncert odbędzie się w otwartej przestrzeni ogrodów Pałacu Biskupów Krakowskich. Czy od strony technicznej dla solistki jest to różnica, czy śpiewa w zamkniętym pomieszczeniu czy na powietrzu.
Całe szczęście, że będzie na powietrzu, bo jak wiemy, w związku z obostrzeniami sanitarnymi zamknięte są wszystkie sale koncertowe, teatry, a ta otwarta przestrzeń daje nam możliwość występowania. Pomijam tu sprawy ekonomiczne, ale biorąc pod uwagę aspekt czysto artystyczny, ten bezpośredni kontakt z artystą jest zupełnie czymś odmiennym niż oglądanie występów w telewizji czy w Internecie. Ta wymiana energii między artystą a widzem czyni cuda dla obu stron. Bardzo się cieszę, że wracamy do koncertów, przedstawień, tak, żeby publiczność nie zapomniała ani o takiej formie spotkań, ani w ogóle o istnieniu teatrów czy sal koncertowych. Czas izolacji od innych sprawia też, że my, artyści, nie potrafimy się otworzyć przed ludźmi, żeby pokazać różną gamę emocji w przedstawieniu czy na koncercie, dziczejemy. Póki możemy korzystać z takich plenerowych koncertów, to korzystajmy, bo w Polsce lato nie trwa za długo.
A co do kwestii technicznej – to ma znaczenie, że występ jest na powietrzu, bo w takich sytuacji musimy się wspomóc techniką, nagłośnieniem.
Nie pozostaje nam nic innego, jak zaprosić słuchaczy na ten wieczór.
Dzięki zaproszeniu Artura Jaronia mam tę szansę i okazję, żebyśmy mogli wspólnie z mieszkańcami Kielc, miłośnikami muzyki trochę pomuzykować i wciągnąć publiczność w inny świat. Serdecznie zapraszam.