Mieszkańcy i wędkarze nie kryją oburzenia po zdarzeniu, do którego doszło w Rębowie w powiecie pińczowskim.
– To co się tu stało to katastrofa ekologiczna – uważają.
Na rzece Nidzie w okolicach zbudowanej elektrowni wodnej zginęło tysiące ryb, w tym chronionych gatunków takich jak np. minoga, czy małże słodkowodne. Do tak wielkich szkód w środowisku, miało dojść pod koniec lipca poprzez opuszczenie zastaw na zaporze. Najprawdopodobniej gwałtowny spływ wody przyczynił się do tego, że ryby zostały na płyciźnie. W konsekwencji się udusiły.
Stefan Koston z Kliszowa podkreśla, że widok lezących na ziemi martwych ryb był przerażający.
– To się już stało prawdopodobnie w czwartek, 30 lipca. Wszystko pozdychało. Narybek, raki, węgorze. Na skutek nieprzemyślanego działania, przy wysokiej temperaturze, na nieszczęśliwe efekty nie trzeba było długo czekać. W przypadku ryb, to są minuty – zaznacza.
Dodaje, że takie działania często są tu praktykowane, aby oczyścić turbinę z piasku, tak by miała większy pęd, siłę wytwarzania prądu. – Nikt jednak tego nie pilnuje – zaznacza.
Z kolei zdaniem Janusza Wilczyńskiego to tragedia dla środowiska, które zlokalizowane jest na obszarze Natura 2000 Dolina Nidy.
– Czy za tak wielką stratę ktoś w końcu zostanie pociągnięty do odpowiedzialności? – pyta. – Serce boli. Tyle się mówi o ochronie środowiska itd. To natura, którą trzeba ratować. My jako przedstawiciele związku wędkarskiego cały czas walczymy o to, żeby żyć z naturą w zgodzie. Właściciel tamy robi, co chce. To rzeczy dla nas nie zrozumiałe – zaznacza.
Robert Tęcza, prezes Koła Małża w Pińczowie podkreślił, że przez nieplanowany ruch na rzece w Rębowie, poziom wody w starorzeczach i na zalewie w Pińczowie obniżył się o pół metra. To jak dodaje, drastyczny spadek. Uważa, że ten obiekt w Rębowie musi być pod stałym nadzorem.
– Obiekt musi funkcjonować zgodnie z przyrodą. Muszą być drożne przepławki, aby woda miała naturalny przepływ – zaznacza.
Na nieudrożnione w tym miejscu tzw. przepławki zwraca także uwagę Marian Jaworski, członek zarządu Koła Nida Sobków. Dodaje, że w tej sprawie pisał do Polskiego Związku Wędkarskiego.
– Sprawę skierowaliśmy do zarządu w Kielcach. Miały być przepławki sprawne, jedna część zapory miała być otwarta. Niestety to jest nie do upilnowania. Sytuacje musielibyśmy na bieżąco monitorować.
Sprawa została zgłoszona do prokuratury.