Pokazy rękodzieła, dawnych rzemiosł, ale także okazja do skosztowania świętokrzyskich smaków. Park Etnograficzny w Tokarni w weekend przygotował wiele atrakcji dla turystów. Piękna pogoda sprawiła, że gości nie brakowało.
Państwo Karolina i Michał podjęli spontaniczną decyzję o wizycie w skansenie.
– Pomyśleliśmy, że jest ładna pogoda, więc to wykorzystamy i przyjedziemy tu. Staramy się przynajmniej raz w roku być w Tokarni. Przy okazji kupiliśmy obraz, więc mamy pamiątkę z dzisiejszej wizyty – mówili.
Pani Teresa z mężem od niedawna mieszka w województwie świętokrzyskim. Stopniowo odkrywają jego uroki.
– Pochodzimy spod Częstochowy, dokładnie z Myszkowa. Wybudowaliśmy się w Świętokrzyskiem i poznajemy region. Przeczytaliśmy o dzisiejszym wydarzeniu w Tokarni i jesteśmy. Bardzo mi się tu podoba, bo to jest powrót do dzieciństwa. Mówię moimi dzieciom i wnukom, że babcia cofnęła się o 50 lat – żartowała.
Ale nie wszyscy byli zadowoleni. Pani Katarzyna przyjechała ze Śląska. Jak mówi o skansenie w Tokarni słyszała i obiecała sobie, że jak tylko będzie w pobliżu, zwiedzi go.
– Tu jest bardzo ładnie, ale jesteśmy trochę rozczarowane, że nie można wejść do każdego budynku, a chciałyśmy zobaczyć dawne urządzenia, jakie w takich domach były – tłumaczyła.
Od ubiegłego tygodnia dla zwiedzających zostały udostępnione wnętrza trzech obiektów: apteki, plebani z Goźlic oraz dworu z Suchedniowa. W tym tygodniu była także okazja zobaczyć wnętrze kościoła z Rogowa, choć wejść do środka nie było można. Ale jeszcze dwa tygodnie temu wszystkie budowle były zamknięte, więc Tokarnia powoli się odmraża po zastoju spowodowanym pandemią.
Za to w ten weekend ogromną atrakcją była możliwość spotkania artystów ludowych, prezentujących różne profesje. Twórcy chętnie dzielili się swoją wiedzą.
Pochodzący z Łętowni koło Leżajska (województwo podkarpackie) Paweł Kida na co dzień zajmuje się wykonywaniem wyrobów z wikliny i z drewna. Tłumaczył i pokazywał, jak wykonać wiklinowy koszyk.
– To zależy od rodzaju i wielkości, ale praca nad jednym trwa około 3 godzin. Oczywiście jeśli wcześniej jest przygotowany materiał. Samo jego przygotowanie jest pracochłonne: wiklinę trzeba skosić, przesortować, ugotować, oskórować, wysuszyć. Więc tych etapów jest sporo. A jak już chcemy pracować, to tę wiklinę składamy w wiązki, moczymy i wyplatamy – objaśniał.
Co ciekawe, Paweł Kidawa jest młodym człowiekiem. Mówi, że zajął się wyplataniem produktów z wikliny, bo w jego okolicy jest to popularne. Przyznał jednak, że coraz mniej ludzi uprawia tę profesję, choć kosze wiklinowe stają się coraz popularniejsze, jako alternatywa dla plastiku.
O swojej pracy długo może opowiadać także skarżyski rzeźbiarz, Andrzej Kozłowski. Przy swoim stoisku miał stanowisko, na którym, na oczach wodzów, tworzył płaskorzeźby. Zapytany, co oprócz talentu jest potrzebne, by wykonywać taką pracę odpowiedział, że niewiele:
– Przede wszystkim mieć materiał i odpowiednie narzędzia. Najlepsze jest drewno lipowe, bo jest plastyczne i miękkie – tłumaczył, ale już po chwili rozmowy widać, że dla tego artysty wyzwaniem jest każdy, nieregularny kawałek drewna, który daje też dużo zabawy, bo wzbudza kreatywność.
Andrzej Kozłowski o każdej pracy, którą ze sobą przywiózł mógł coś powiedzieć. Powstały w różnych miejscach, każda z nich ma swoją historię, którą często pisali też inni ludzie.
Wśród wystawców po raz kolejny pojawiła się nieformalna grupa Moccus, która pokazywała kulisy pracy garncarza i kowala.