Wojciech Lubawski, prezes placówki informuje, że każdego dnia uzdrowisko pracuje tak, aby jak najszybciej wrócić do normalności. Dodaje, że to proces, który trochę potrwa.
Trzy miesiące izolacji zostawiły po sobie wiele problemów, które trzeba rozwiązać. Jak zaznacza prezes Lubawski, to duże wyzwanie, szczególnie finansowe.
– Mimo, że przez trzy miesiące uzdrowisko nie zarabiało, musieliśmy ponosić różnego rodzaju koszty m.in. wynagrodzenia pracowników, koszty związane z energią, podatki. Dostaliśmy pożyczkę z Narodowego Funduszu Zdrowia. Obecnie wystąpiłem z prośbą o rozważenie abolicji podatkowej – zaznacza.
Jak dodaje, obiekty uzdrowiska są w obłożone w 70 proc. Ze względu na bezpieczeństwo kuracjuszy i personelu, obiekty uzdrowiskowe działają na zupełnie innych zasadach, w pełnym reżimie.
– Musimy robić wywiady, badać tych ludzi. Musimy też rozłożyć w czasie zabiegi i posiłki. Przed epidemią wprowadzone były tzw. dwie zmiany obiadowe, teraz są cztery od godziny 12.30 do 15.30. Problemem są także zabiegi rehabilitacyjne. Nie mogą tworzyć się kolejki, kuracjusze nie mogą się zderzyć w drzwiach – dodaje.
Problemem jest także zakup m.in. jednorazowych fartuchów, ubrań czy prześcieradeł, środków dezynfekcyjnych.
– Staramy się pogodzić te dwa żywioły trudne do pogodzenia czyli bezpieczeństwo z pieniędzmi dodaje.
Kuracjusze przed wyjazdem muszą przejść test na koronawirusa. Gdyby ktoś jednak zachorował spółka przygotowała izolatki.
Przede wszystkim wprowadzono obowiązek noszenia maseczek oraz zakaz organizowania dancingów na terenie uzdrowiska.
Uzdrowisko Busko-Zdrój S.A. od 2013 r. jest prowadzone przez samorząd województwa świętokrzyskiego. Busko-Zdrój to jeden z najpopularniejszych polskich kurortów. Ma blisko 200 lat tradycji w leczeniu.