Sezon truskawkowy w tym roku potrwa dłużej niż w ubiegłych latach. Wszystko przez to, że tegoroczne zbiory rozpoczęły się później, niż zwykle. Plantatorzy podkreślają, że to dziwny sezon, zarówno przez kapryśną pogodę, jak i przez sytuację epidemiczną w kraju.
Jan Brożyna z Huty Nowej w gminie Bieliny ma około 2,5-hektarową plantację truskawek. Mówi, że sytuacja nie jest na tyle zła, by za darmo oddawać owoce chętnym, o czym w tym roku głośno się mówiło.
– W okolicy zbierają Polacy i Ukraińcy, ale wyłącznie na najem. Większość rolników zatrudnia pracowników zza wschodniej granicy. Sezon jest specyficzny, bo truskawka dojrzewa nierówno. W marcu i kwietniu była susza, potem nadeszły przymrozki i to wszystko wpływa na kondycję owocu – mówi plantator.
Andrzej Bozowski z Porąbek, który ma około 3-hektarową plantację truskawek dodaje, że rok jest ciężki, bardzo nieprzewidywalny. Przez zmiany pogody plony są słabsze. Więcej owoców dają młodsze, dwuletnie plantacje, gorzej jest ze starszymi. Wielu rolników narzeka też w tym roku na inwazję opuchlaka, czyli chrząszcza uszkadzającego system korzeniowy truskawek. Mimo tych problemów, Andrzej Bozowski przewiduje, że jeśli pogoda będzie sprzyjać, to owoce na polach dojrzewać będą nawet do drugiej połowy lipca.
Trudniej jest z pracownikami. Jan Brożyna mówi, że z powodu sytuacji epidemiologicznej, ale też gorszych zbiorów, w tym roku zatrudnia 8 Ukraińców, a w poprzednich latach było to kilkanaście osób.
– Potrzebne były najpierw zaproszenia dla osób, które się zatrudnia z zagranicy, potem trzeba było wszystkich zarejestrować w urzędzie pracy i zrobić im testy na obecność koronawirusa. U nas odbywało się to przed urzędem gminy – opowiada plantator.
Jan Brożyna dodaje, że pracowników obowiązuje kwarantanna, dlatego trzeba im zabezpieczyć osobne pomieszczenia, kuchnię, nie mogą też opuszczać gospodarstwa, w którym pracują.
W tej chwili cena truskawek na skupie waha się w granicach 6 – 6,5 zł za koszyk, a pracownikowi za zebranie takiej samej ilości owoców trzeba zapłacić 3 zł.