„Zaginęła wielbłądzica Attika” – taka informacja w piątek obiegła portale społecznościowe. W ten sposób mieszkańcy naszego regionu dowiedzieli się, że u stóp Świętego Krzyża zamieszkało egzotyczne zwierzę. Okazuje się jednak, że wielbłądy były dwa i przemierzają bardzo długą drogę.
Skąd się wzięły w Świętokrzyskiem? Początek tej historii sięga marca 2019 roku. Wtedy to 22-letnia Francuzka, Edmée, wykupiła wielbłąda z cyrku we Francji. Po kilku miesiącach razem spędzonych, 4 lipca 2019 roku, kobieta i zwierzę wyruszyły w podróż do Mongolii. Tam czworonożna bohaterka ma trafić do specjalnego ośrodka.
– Chodzi o to, żeby ją tam zostawić, na dobrej farmie z innymi wielbłądami – tak Edmée tłumaczyła na portalu społecznościowym.
CEL: MONGOLIA
Wyliczyła, że do celu dotrze za kilka lat, być może za pięć! I choć bardziej oczywisty wydawałby się transport samochodem lub nawet samolotem, Francuzka wybrała wędrówkę. Nieprzypadkowo. Chce zwrócić uwagę na zmiany klimatu, na które wpływa transport. Przy okazji, jak napisała, liczy na fajną przygodę i nowe doświadczenia, a także na poznawanie nowych osób, w czym wielbłądzica bardzo pomaga.
W październiku Edmée dotarła do Polski. Tu zdecydowała się spędzić zimę przed dalszą wędrówką. Na trasie przemarszu przez Polskę znalazło się Osiołkowo – farma z osiołkami, malowniczo położona w Baszowicach (gmina Nowa Słupa), u podnóża Świętego Krzyża.
Anna Waksmundzka, współwłaścicielka Osiołkowa przyznała, że nie po raz pierwszy podróżnicy zaglądają do ich gospodarstwa.
– Jesteśmy taką przystanią dla wszystkich podróżujących po świecie. Sami dużo podróżowaliśmy i teraz udostępniamy schronienie innym. Otrzymaliśmy wiele dobrego, i nadal otrzymujemy, więc chcemy też dać coś od siebie – wyjaśniła.
SPOKÓJ I SWOBODA W OSIOŁKOWIE
Anna i Piotr Waksmundzcy byli w wielu miejscach na świecie, a w ubiegłym roku, podobnie jak Edmée, pieszo pokonali drogę z Francji do Polski razem ze zwierzętami, ale w ich przypadku były to osiołki.
– Nawet w podobnym czasie wyruszyliśmy z Francji, tylko o sobie nie wiedzieliśmy. W krajach zachodnich taka podróż nie robi wrażenia. Zainteresowanie zaczyna się dopiero za polską granicą – tłumaczyła.
Goście z Francji na Osiołkowo trafili przez Internet. Spędzili tu dwa tygodnie. Oprócz Edmée i Attiki, zamieszkał tu też Francuz Sebastian z wielbłądem i koniem.
– Oni podróżują osobno, natomiast to spotkanie u nas było okazją do wspólnego trenowania wielbłądów, wymiany doświadczenia w wędrówce. Poza tym zwierzęta bardzo dobrze czują się w stadzie. Nasi goście długo szukali takiego miejsca, gdzie będą mieli spokój i dużo swobody. Tu je znaleźli – podkreśliła.
Wielbłądy nie są wymagającymi zwierzętami. Mogą się żywić także roślinnością występującą u nas, choć jak się okazuje, muszą na nią uważać.
– Problem jest w tym, że nasze europejskie pastwiska są dla nich zbyt kaloryczne. Innymi słowy zbyt szybko tyją od naszych bogatych pastwisk, więc nasi goście, zamiast trawy, dawali wielbłądom siano – wytłumaczyła gospodyni Osiłkowa.
ATTIKA ZAGINĘŁA!
U kresu pobytu gości z Francji w Osiołkowie, w piątek, Attika zniknęła.
– Edmée miała już tego dnia wyruszać, ale Attika stwierdziła, że chce iść na spacer – żartowała Anna Waksmundzka.
– To jest jednak zwierzę, które wędrówkę ma we krwi. Natomiast kiedy jej nie było już przez dłuższy czas, zaczęliśmy się obawiać, że być może ktoś zaingerował w to zniknięcie – dodała.
Rozpoczęły się poszukiwania. Zostały powiadomione służby. Najpierw policja, potem także leśniczy, koło łowieckie, władze Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Informacja trafiła również na facebook. Internauci nie zawiedli. Udostępniany post dotarł do tropicieli: Grzegorza Gadowskiego i Artura Mikołowskiego z Piotrowa (gmina Łagów).
– Pomyślałam, że pomogę szukać, bo miałem doświadczenie w poszukiwaniu zwierząt po śladach – wyjaśnił Grzegorz Gadowski.
– Pan Piotr (Waksmundzki – właściciel Osiołkowa – przyp.red.) zaprowadził mnie pod las, gdzie wielbłądzica stała i zacząłem szukać. W sobotę znalazłem kilka śladów, ale trudno było za nimi pójść, ponieważ mieszały się ze śladami wielbłądziego samca. Został wcześniej puszczony, z nadzieją że Attika wyczuje jego zapach i wróci – wspomina.
WZRUSZAJĄCY FINAŁ
Poszukiwania ponowili w niedzielę.
– Tym razem dopięliśmy swego – mówił z dumą.
– Okazało się, wielbłądzica była w lesie, jej linka zaczepiła się o korzenie i zaplątała się. Sama by się nie uwolniła, szybciej mogłaby się udusić. Udało nam się i bardzo się z tego cieszymy, że jest cała i zdrowa. Choć wielbłądy wobec obcych bywają nieufne, Attika od razu zapałała sympatią do swojego wybawcy.
– Nie bała się. Podszedłem do niej. Przytuliła się i zaczęły jej kapać łezki. Piękne wspomnienie, piękne przeżycie – wspomina.
– No radość była ogromna – dodaje Anna Waksmundzka.
– Spodziewaliśmy się najgorszego, a ona była niedaleko, kilkaset metrów od domu, w krzakach i czekała, aż ktoś ją odnajdzie. Cieszymy się, że nic się jej nie stało – zaznacza.
W poniedziałek, z trzydniowym opóźnieniem, Edmée i Attika wyruszyły w dalszą drogę. Kierują się ku wschodniej granicy Polski. Do celu jeszcze daleka droga.