– Zniesienie wielu obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa w Polsce spowodowało, że wiele osób uznało to za powrót do zwykłego życia, a to niebezpieczna postawa – przestrzega psycholog i ratowniczka medyczna ze szpitala zakaźnego w Gliwicach Justyna Soroka.
– Wiele osób zaczyna śmiać się i mówić: Ja już to miałem! Albo: Jak do tej chwili mnie nie dopadło, to już tak pozostanie! Rzeczywistość jest jednak bardziej brutalna. Nadal słyszymy o nowych przypadkach zakażonych, im więcej testów – tym większa liczba osób z wirusem. Doskonale widzimy to na przykładzie śląskich kopalń lub innych zakładów pracy. Te wszystkie przypadki pokazują, że wirus wciąż jest aktywny, że wciąż towarzyszy nam ryzyko zakażenia – powiedziała we wtorek Justyna Soroka.
– Nasz optymizm może być zgubny! Dlatego trzeba być przede wszystkim odpowiedzialnym, a nie poddawać się mechanizmowi, który w nas zadziałał: jest rozluźnienie pewnych zasad to znaczy, że wszystko już mogę! Jako psycholog Szpitala Miejskiego nr 4 w Gliwicach, który stał się szpitalem zakaźnym jednoimiennym, ale także jako ratownik medyczny, wciąż mogę obserwować, jak wielu ludzi trafia do naszej placówki i innych szpitali jednoimiennych z objawami COVID-19 – dodała.
Psycholog przypomniała, że lekarze, ratownicy medyczni, pielęgniarki, laboranci wciąż zmagają się z obawą o własne zdrowie i życie, a także codziennym stresem – jak na początku epidemii. Zapewniła, że nie wyczekują wyrazów wdzięczności, ale na pewno ucieszy ich ludzka odpowiedzialność.
– Nadal powinniśmy stosować się do wszelkich zaleceń sanitarnych. Dalej dokładnie myjmy ręce, używajmy w skupiskach ludzkich maseczek lub przyłbic, dezynfekujmy dłonie i używajmy rękawiczek, zachowujmy odpowiednie odstępy. Postawa pełnego rozluźnienia jest naprawdę bardzo niebezpieczna, a jeśli mamy ochronić swoje zdrowie i zdrowie, a także swoich bliskich, których przecież kochamy, musimy być rozważni. Nie dajmy się zwariować i korzystajmy z radością z tego, co mamy, ale pamiętajmy o zasadach i rozsądnie podchodźmy do swoich aktywności – apeluje pracownica zakaźnego szpitala jednoimiennego w Gliwicach.