Prawie pół tysiąca razy wyjeżdżali w tym roku świętokrzyscy strażacy do pożarów lasów. To znacznie więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Powodem jest panująca od miesięcy susza oraz nieostrożność ludzi odwiedzających lasy.
Marcin Nyga, rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach podkreśla, że zdecydowana większość pożarów jest gaszona w zarodkach. Pomaga w tym stały monitoring lasów oraz wzorcowa współpraca strażaków z leśnikami.
– Jedynie część zdarzeń wymyka się spod kontroli. Tak było na przykład w gminie Zagnańsk, gdzie spaliły się 2 hektary lasu. Jeżeli chodzi o całościową liczbę pożarów lasów, to od początku roku do 22 maja było ich 464. To wzrost o 30 procent w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku – informuje Marcin Nyga.
Profesor Marek Jóźwiak, kierownik stacji monitoringu środowiska Uniwersytetu Jana Kochanowskiego mówi, że pożary Biebrzańskiego Parku Narodowego, czy kataklizm, który kilka miesięcy temu dotknął Australię pokazuje z jak ogromnym problemem suszy mamy do czynienia. Odczuwają to nie tylko lasy, ale też rolnicy i ich uprawy.
– Głównym powodem tego, że ta wiosna jest trudna dla roślin jest fakt, że zimą nie mieliśmy pokrywy śnieżnej. Kiedy ona jest, topniejący śnieg uwalnia dużo wody, z czego korzystają rośliny – tłumaczy profesor Marek Jóźwiak.
Co ciekawe, roczna suma opadów od wielu lat jest zbliżona, ale zmienił się ich schemat. Od kilku lat deszcze są nagłe, gwałtowne, ale krótkotrwałe. Sprawia to, że woda szybko paruje i tylko jej niewielka ilość wsiąka w glebę, przez co rośliny nie są w stanie pobrać jej wystarczająco dużo.
Skalę problemu pokazuje fakt, że w niektórych gminach w Polsce wprowadzono już zakazy używania wody wodociągowej do podlewania ogródków i trawników. Taką decyzję niedawno podjęli na przykład radni w Piasecznie.