Klej, farbki, ale też druk 3D, a przede wszystkim wiedza i umiejętności konserwatorów. To niezbędne rzeczy, by przywrócić blask starym zabawkom. Tym zajmuje się pracownia konserwacji Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach.
Pracownia mieści się w oddziale muzeum przy ulicy Kościuszki. Tu trafiają zabawki z różnymi uszkodzeniami, połamane, zdekompletowane czy pomazane.
Stałe miejsce mają tu stare lalki, wykonane z celuloidu. Jak wyjaśnia konserwator Sylwia Malinowska, to najstarsze tworzywo sztuczne, które przed laty na szeroką skalę używano w produkcji, także lalek.
– Nikt nie myślał, że okaże on się takim kruchym tworzywem. Nikt nie zastanawiał się nad tym, ile lat ma ta lalka służyć, a tym bardziej nikt nie myślał, że trafi kiedyś do muzeum. To był przedmiot, który miał zaspakajać potrzebę. Zabawki były więc użytkowane i powstawały uszkodzenia. Nieodwracalne procesy, jakie zachodzą w celuloidzie sprawiają, że jest to materiał trudny w konserwacji – wyjaśnia.
Głównym problemem są pęknięcia, a czasami nawet dziury. Ale poważnym wyzwaniem okazują się też zmiany zachodzące w celuloidzie pod wpływem promieni słonecznych.
– W takim przypadku możemy jedynie powstrzymać proces rozprzestrzeniania się tych zmian – dodaje konserwator.
– W końcowym procesie renowacji wszystkie rysy się poleruje, a następnie nakłada farbę lub lakier w kolorze zbliżonym do oryginału – wyjaśnia.
Bywa, że problem jest o wiele poważniejszy, jak na przykład brakująca kończyna. Tu z pomocą może przyjść druk trójwymiarowy. Jak mówi Sylwia Malinowska, dzięki niemu jedna z lal odzyskała nogę.
– Istniejąca noga została zeskanowana w lustrzanym odbiciu, a następnie wydrukowana na drukarce 3D. Dzięki temu lalka zyskała nowe życie – tłumaczy.
Co ważne, wydrukowana noga ma inny kolor niż cała lalka i tak już zostanie.
– Zasady konserwacji i renowacji mówią o tym, że ta część, która jest odtworzona, powinna się wyróżniać, by było widać, że nie jest oryginalna – podkreśla konserwator.
Sylwia Malinowska śmieje się, że jako dziecko nie lubiła lalek, nie bawiła się nimi, więc teraz nadrabia. Za to od najmłodszych lat kontakt z tymi zabawkami miał Michał Lach, również konserwator.
– Mam dwie młodsze siostry i jak tylko wyrwały lalce rękę, albo nogę, to przychodziły do mnie, żebym naprawił. Takie były początki mojej dzisiejszej pracy – żartuje.
Wyjaśnia, że w pracowni konserwatorskiej liczy się znajomość materiałów, ich specyfika, ale też trzeba się interesować wieloma dziedzinami, a nade wszystko mieć pasję do ciągłego odkrywania nowej wiedzy, bo nie ma podręcznika na temat tego, jak odnawiać zabawki.
Przez ręce Michała Lacha niedawno przewinął się kowboj i myszka, ale dominują auta.
– Ostatnio miałem sporo samochodów blaszanych i plastikowych. Te drugie musiałem najczęściej odrdzewić i zabezpieczyć, by znów nie weszła korozja, no a potem odmalować – opowiada.
Obecnie pracuje nad drewnianymi autami. Dwa z nich są z tej same serii, więc jeden służy za wzór do odnowienia drugiego. Ale jak mówi konserwator, czasami trzeba poszukać pomocy.
– Mamy taki system muzealny, w którym możemy znaleźć różne zdjęcia. Jeśli tam nie ma tego, co nas interesuje, to sięgam do Internetu. Jak już tam nie znajdę, to staram się zabezpieczyć to, co zostało – oczyścić, ewentualnie delikatnie odmalować ubytki i na tym koniec. Po tych zniszczeniach widać upływ czasu, a poza tym ślady użytkowania pokazują też, że to była zabawka interesująca, więc często używana – tłumaczy.
Jak wyjaśnia Przemysław Krystian, rzecznik Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach, dużo uwagi wymagają istniejące już zbiory.
– Zabawki, zanim trafią na wystawę, wymagają odświeżenia, odkurzenia. Pracownia konserwacji jest częścią działu gromadzenia. Niezwykle ważne jest, jak przedmioty w naszych magazynach są przechowywane, żeby miały odpowiednią temperaturę, wilgotność, a nawet by były zapakowane w odpowiedni pojemnik. Niestety przedmioty starzeją się w związku z upływem czasu i konserwatorzy muszą temu przeciwdziałać – podkreśla.