Koronawirus w wielu obszarach zmienił służbę zdrowia, część rozwiązań – szczególnie telemedycyna – będzie dalej rozwijana. Chcemy szerzej wykorzystywać technologie, nie tylko w podstawowej opiece czy w specjalistyce, ale także w nocnej i świątecznej pomocy – zapowiada prezes NFZ Adam Niedzielski.
Szef Narodowego Funduszu Zdrowia w wywiadzie dla PAP powiedział m.in., że z powodu epidemii w niektórych obszarach realizacja świadczeń spadła o ok. 30 proc. Niedzielski ocenił, że powrót systemu do działania będzie stopniowy i ewolucyjny, a sam proces już się rozpoczyna. Według niego w pierwszej kolejności działalność planową powinny przywracać ośrodki, które spełniają wysokie kryteria bezpieczeństwa.
Szef Funduszu zauważył też m.in., że koronawirus sprawił, że NFZ finansuje nowe produkty, np. tzw. testy drive-thru na COVID-19, które mają być wykorzystywane m.in. przy badaniu osób wychodzących z kwarantanny. Niedzielski szacuje, że koszty walki z epidemią mogą wynieść niebawem ok. 400 mln zł miesięcznie.
PAP: Eksperci podnoszą, że konieczny jest stopniowy powrót systemu opieki do funkcjonowania. Jak z perspektywy NFZ będzie wyglądało to odmrażanie?
A.N.: Narodowy Fundusz Zdrowia i Ministerstwo Zdrowia w bardzo małym stopniu regulacyjnie ograniczało działanie sektora zdrowia. Zupełnie inaczej niż w gospodarce, gdzie były zakazy dla poszczególnych branż. Działaliśmy raczej na zasadzie rekomendacji i zaleceń.
Chyba najbardziej wyrazistym komunikatem był ten, dotyczący ograniczania planowych operacji, wymagających dużego wykorzystania krwi, bo liczba krwiodawców spadła, a chcieliśmy mieć pewność, że zapasy krwi będą na bezpiecznym poziomie i że nikomu, w razie nagłej potrzeby, krwi nie zabraknie. Rekomendowaliśmy wstrzymanie dużych planowych zabiegów naczyniowych czy endoprotez.
Bez wątpienia jesteśmy na etapie, że czas zacząć wracać do normalnego trybu. To nie będzie ścieżka formalna, bo nie mamy wielu formalnych, twardych ograniczeń. Były rekomendacje i zalecenia i tą samą drogą będziemy starali się przywracać normalność, przy czym nie zawsze będzie ona oznaczała powrót do stanu sprzed pandemii.
PAP: Jak epidemia wpłynęła na system i na poziom realizacji świadczeń?
A.N.: Są już pierwsze dane szacunkowe dotyczące spadku liczby wykonywanych świadczeń. Biorąc pod uwagę zakresy świadczeń, spadki te dość zróżnicowane. Jak patrzymy na to, co się dzieje z wykonaniem w leczeniu szpitalnym, to widzimy, że to są redukcje rzędu ok. 30 proc. aktywności. W przypadku rehabilitacji ponad 40 proc.
PAP: Jak ma wyglądać powrót systemu do normalności?
A.N.: Przywracanie działania ochrony zdrowia będzie miało bardziej charakter ewolucyjny, bez wyraźnych kroków regulacyjnych, metodą komunikatów i rekomendacji.
Gdy zarządza się kryzysem na fali wschodzącej pandemii, to decyzje trzeba podejmować szybko. Szybkość ma wtedy przewagę nad rozważaniem i roztrząsaniem różnych aspektów decyzyjnych. Sytuacja zmienia się, gdy staramy się powracać do normalnego trybu. Tutaj kroki trzeba wykonywać rozważnie, kierując się racjonalnością i obserwując efekt. Nikt z nas nie chciałby, aby w wyniku podjętych decyzji, przywracających normalność, nastąpił przyrost krzywej zachorowań, która w Polsce przebiega w tej chwili bardzo łagodnie.
Więc jeden aspekt to pewna racjonalność i ostrożność, która polega na obserwacji skutków ruchów, które wykonujemy, a drugi to ograniczoność zasobów, jakie posiadamy w systemie ochrony zdrowia. Nie jest tajemnicą, że mimo podejmowania wielu działań, wciąż nie mamy optymalnej liczby lekarzy czy pielęgniarek. Dlatego zastosowaliśmy pewne mechanizmy m.in. rozwiązanie, że lekarze – zaangażowani bezpośrednio w walkę z epidemią – będą mieli ograniczenia dotyczące liczby miejsc pracy.
PAP: Rozporządzenie w tej sprawie jest już opublikowane, ale czy naprawdę możemy pozwolić sobie na przywiązanie pracowników do jednego miejsca, system będzie wydolny?
A.N.: Przywiązanie do jednego miejsca jest koniecznością. Ma na celu zapewnienie bezpieczeństwa pacjentom. To nie jest coś, nad czym można się zastanawiać, nie możemy dopuszczać do sytuacji rozprzestrzeniania się choroby. Rozwiązania te nie są na zawsze. Ograniczenia będą obowiązywały w związku z walką z pandemią.
Przywracając działanie sektora zdrowia, trzeba się bardzo wnikliwie zastanowić, jak te ograniczone zasoby optymalnie wykorzystać. Warto się zastanowić, czy nie powinniśmy zbudować pewnych kryteriów bezpieczeństwa pacjenta, które mówią, że w pierwszej kolejności powinny przywracać swoją funkcjonalność ośrodki, które takie kryteria bezpieczeństwa i jakości spełniają. Dobrym przykładem jest ginekologia i położnictwo, gdzie od lat prowadzone są analizy pokazujące, iż ośrodki, w których jest mało porodów czy zabiegów, nie dają takich gwarancji bezpieczeństwa jak te, w których personel ma duże doświadczenie. To samo możemy powiedzieć o onkologii – że w pierwszej kolejności działalność planową powinny przywracać ośrodki, które spełniają wysokie kryteria jakości i bezpieczeństwa.
PAP: Jaką rolę spełni NFZ w powrocie służby zdrowia do szerszego funkcjonowania?
A.N.: Rolą NFZ jest definiowanie produktów finansowych, które będą pomagały finansować i wzmacniać organizację systemu.
PAP: Będą nowe produkty?
A.N.: Dynamika zmian, jaką obserwujemy, jest tak duża, że mogę z całą pewnością potwierdzić, że tak, ale dziś za wcześnie, by precyzować jakie. Pierwsze już są. Płacimy np. za wstępną kwalifikację – pretriage, czyli miejsce, w którym przed wejściem do szpitala pacjenci mają mierzoną temperaturę i zbierany jest wywiad po to, by oddzielić pacjentów z koronawirusem od pozostałych i kierować ich specjalnie wydzieloną ścieżką na odpowiedni oddział.
Kolejny produkt to testy na koronawirusa wykonywane w trybie drive-thru. Chodzi o rozwiązanie, w którym pacjent może podjechać samochodem do mobilnego laboratorium i wykonać stosowne badanie. Chcielibyśmy ten produkt wykorzystać m.in. przy badaniu ludzi wychodzących z kwarantanny.
PAP: Jakie z perspektywy NFZ są koszty walki z epidemią?
A.N.: Po pierwszym miesiącu, a mamy rozliczony marzec, koszty wynoszą ponad 140 mln. Przy czym należy się liczyć, że w kolejnych okresach będą zdecydowanie większe. Dochodzą nowe produkty, zwiększa się też skala działań, finansujemy m.in. izolatoria czy miejsca dla personelu medycznego. Rośnie również liczba wykonywanych testów, jest więcej hospitalizacji, więcej zajętych łóżek. Za chwilę będziemy płatnikiem dodatku za pracę w jednym miejscu dla lekarzy, a to będą poważne pieniądze.
PAP: Do jakiej kwoty mogą wzrosnąć wydatki, dobijemy do 500 mln zł w skali miesiąca?
A.N.: Same koszty rozwiązania „pracy na wyłączność” części medyków to ok. 150 mln zł. Myślę, że wydatki związane z COVID-19 z pewnością przekroczą 400 mln zł miesięcznie. I takie zapotrzebowanie na środki budżetowe zgłosiliśmy na refundację kwietniową.
PAP: Jak koronawirus wpłynął na system, z pewnością przyczynił się do rozwoju telemedycyny.
A.N.: Duża część podstawowej opieki zdrowotnej, ale także specjalistyki, zaczęła przestawiać się na teleporady. Jestem wielkim zwolennikiem takiej formy kontaktu z pacjentem. Chciałbym, aby po zakończeniu pandemii teleporady były podstawową formą rozwiązywania problemów zdrowotnych pacjentów. Szczególnie na początku ich drogi w systemie warto zacząć od konsultacji telefonicznej, a potem umawiać wizytę.
Lekarz na poziomie POZ zna pacjenta, ma jego dokumentację medyczną i tak naprawdę może zdecydowaną większość – świadomie mówię większość – problemów rozwiązywać przy pomocy telemedycyny. Tak jest też w specjalistyce w przypadku kontynuacji leczenia, bo lekarz dysponuje dokumentacją pacjenta i może zdalnie koordynować jego leczenie.
Zdecydowanie nastąpiło szersze wykorzystanie telemedycyny i ten trend chcemy rozwijać. I nie chodzi tylko o poziom podstawowej opieki zdrowotnej czy specjalistyki. Uważam, że powinniśmy dokonać fundamentalnej zmiany w zakresie nocnej i świątecznej opieki lekarskiej, która powinna również zostać oparta na teleporadzie.
Na stronie pacjent.gov.pl mamy już pierwsze narzędzie do tego przystosowane. CSIOZ opracowała platformę – narzędzie pozwalające na kontaktowanie się z lekarzem i rozwiązywanie podstawowych problemów. Naszym celem jest to, by pacjent, który po godzinach dostępności POZ będzie chciał uzyskać poradę, najpierw kontaktował się poprzez centralną platformę, która będzie w miarę możliwości rozwiązywała jego problem. Zakres możliwości jest już naprawdę bardzo duży, bo to nie tylko rozmowa, ale również możliwość wystawienia e-recepty czy e-zwolnienia. Chcemy, by to była pierwsza forma kontaktu w nocnej i świątecznej pomocy medycznej. Jeżeli będzie ona niewystarczająca, to pacjent zostanie skierowany do najbliższej placówki, otrzyma konkretne adresy. Docelowy model przewiduje umówienie wizyty w konkretnej poradni za pośrednictwem takiej platformy.
PAP: Ilu pracowników jest zaangażowanych w ten projekt? Ilu lekarzy ma docelowo przyjmować na takiej platformie?
A.N.: Gotowość zgłosiło do tej pory 400 lekarzy, ale narzędzie jest w fazie rozwoju i nie jest jeszcze bardzo popularnym instrumentem.
PAP: Popularnym instrumentem jest za to infolinia NFZ. Wciąż notujecie rekordowe liczby połączeń jak na początku epidemii?
A.N.: Telefoniczna Informacja Pacjenta to pewnego rodzaju fenomen. To jedyna państwowa, centralna, całodobowa i bezpłatna tak dobrze funkcjonująca infolinia zdrowotna. Dziennie w piku odbieraliśmy 44 tys. przychodzących połączeń – co dwie sekundy połączenie przez całą dobą. To ogromne wyzwanie.
W ramach społecznej odpowiedzialności biznesu w działaniu wsparli nas konsultanci firm i instytucji, którzy udzielali odpowiedzi na pytania na podstawie naszych skryptów. Do tej pory odebraliśmy już milion połączeń. Stopniowo dziękujemy już firmom i korzystamy z własnych pracowników, którzy przekwalifikowali się i na czas pandemii wsparli działanie infolinii. Chciałbym im bardzo podziękować za tę gotowość. Ponad 200 pracowników NFZ przekwalifikowało się, by być konsultantami dla pacjentów na czas pandemii.
NFZ nie był postrzegany jako sprawna organizacja. Koronawirus dowodzi, że błędnie.