Ponad 1200 przypadków wypalania trawy odnotowali od początku roku świętokrzyscy strażacy. Najwięcej w powiatach kieleckim i sandomierskim.
Jak mówi Marcin Nyga z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach, statystyka wskazuje o tysiąc przypadków mniej od ubiegłorocznych zestawień z tego samego okresu, ale wciąż jest daleka od ideału, zwłaszcza przy aktualnej sytuacji zagrożenia epidemicznego, kiedy strażacy, zamiast przygotowywać się do pomocy w walce z epidemią, muszą noc w noc zajmować się gaszeniem pól.
– Ubiegłoroczna statystyka była wyższa z powodu wyjątkowo suchej i ciepłej wiosny, która sprzyjała procederowi wypalania traw. W tym roku sytuacja jest jednak dużo gorsza. Strażacy powinni przede wszystkim skupić się na przygotowaniach do wzmożonych zachorowań na COVID-19, a zamiast tego musimy poświęcać czas i ludzi oraz zasoby na zajmowanie się gaszeniem pożarów trawy – mówi.
Marcin Nyga przypomina, że wbrew obiegowej, wciąż pokutującej w Polsce opinii, wypalanie traw nie powoduje użyźnienia gleby. Wpływa natomiast na pogorszenie stanu atmosfery. Dodaje, że pożary traw mogą być niebezpieczne nie tylko dla strażaków, ale i samych rozpalających.
– Kilka dni temu w powiecie jędrzejowskim w pożarze trawy został poparzony człowiek. Tym razem ratownikom udało się udzielić pomocy, ale w ubiegłych latach zdarzały się przypadki śmiertelne – dodaje.
Brygadier zaznacza, że za wypalanie trawy grożą sankcje karne, a w tym roku strażacy już wypisali kilka mandatów za wzniecanie ognia. W przypadku, gdy pożar wymknie się spod kontroli i będzie stanowił zagrożenie dla życia, sprawa zostaje skierowana do sądu, a czyn traktowany jest jako przestępstwo.