Nawet kilka razy dziennie załogi karetek pogotowia w regionie muszą udzielać pomocy osobom pod wpływem alkoholu i dopalaczy. Jak informuje Marta Solnica, dyrektor Świętokrzyskiego centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego w Kielcach, to dla ratowników poważny problem, ponieważ niemożność porozumienia się z pacjentem, który jest zamroczony alkoholem powoduje, że muszą go traktować jako potencjalnie zakażonego koronawirusem.
Do takiego zdarzenia doszło dziś po południu na ulicy Radiowej w Kielcach, gdzie karetka pogotowia musiała przyjechać do młodego mężczyzny, który leżał na chodniku i był prawdopodobnie pod wpływem alkoholu i dopalaczy.
Marta Solnica dodaje, że szpitale obawiają się przyjmować takich pacjentów, bo nie ma z nimi kontaktu.
– Często są to osoby, które leżą na ulicy, czy chodniku i doszło u nich do urazu. Ponieważ wywiad od takiego pacjenta jest bardzo utrudniony, a czasami wręcz niemożliwy, to zawsze musimy go traktować jako pacjenta podejrzanego o zakażenie koronawirusem. Dla nas to ogromny problem, bo szpitale obawiają się przyjmowania pacjentów, o których nic nie wiadomo – mówi dyrektor.
Najczęściej takich pacjentów karetka pogotowia musi zawozić do jednoimiennego Szpitala Powiatowego w Starachowicach. Jak dodaje Marta Solnica, to z kolei na dłuższy czas wyłącza z pracy personel tej karetki.