W związku z rozprzestrzeniającą się pandemią koronawirusa odwoływane lub przekładane są kolejne imprezy sportowe. Taki los spotkał m.in. z Igrzyska Olimpijskie w Tokio i tegoroczne piłkarskie mistrzostwa Europy. Rozgrywki ligowe w większości krajów zostały odwołane, a część z nich definitywnie zakończono.
Nadzieje na dokończenie sezonu ma wciąż PKO Ekstraklasa. Podstawowym warunkiem jest jednak przetrwanie klubów. O kłopotach finansowych Korony Kielce wiadomo nie od dziś. Prezes Krzysztof Zając powinien jak najszybciej zacząć rozmawiać ze swoimi piłkarzami na temat obniżenia wysokości kontraktów.
– Wciąż brakuje mi podstawy prawnej, może nawet moralnej, jak postępować z kontraktami zawodników. Jasne, że klub może podjąć decyzję, że nie płaci, albo płaci połowę czy jeszcze inny wariant. Powinniśmy jednak mieć na takie ruchy odgórny mandat. Wiem, że temat jest „wałkowany” i w najbliższych dniach powinny być już efekty – powiedział prezes Korony Kielce.
Na żadne wykładnie prawne, ani moralne nie czekał Śląsk Wrocław, który w specjalnym komunikacie poinformował, że częściowo zmniejsza wynagrodzenia zawodników. Piłkarze będą otrzymywać od 15 do maksymalnie 30 proc. swoich podstawowych pensji.
– Czekam jeszcze chwilę, bo na pewno też będę musiał to zrobić. Kontakt z zawodnikami jest jednak utrudniony, bo nie przychodzą do klubu. Zawsze lepiej jest powiedzieć to wprost niż komunikować się przez WhatsApp czy maila. Z tyłu głowy już to mam, tylko chcę wykorzystać do tego najlepszy moment – stwierdził Krzysztof Zając.
Zawieszenie części wynagrodzeń to sposób na zminimalizowanie strat w okresie, w którym z powodu zawieszenia rozgrywek ligowych klub nie generuje żadnych przychodów. Śląsk jest pierwszym klubem PKO Ekstraklasy, którego gracze zgodzili się na taki krok.