Śmierć cenionego lekarza, lubianego profesora, dobrego człowieka – jak w przypadku każdej śmierci – budzi smutek i współczucie dla rodziny, przyjaciół i wszystkich, którzy znali zmarłego. Ale też skłania do refleksji na temat dziennikarstwa, zawodu, który uprawiamy i który staje się często coraz bardziej biznesem niż misją. I nie mówię tu o misji zawartej w ustawach, czy innych aktach prawnych, mówię o misji, którą można opisać jako obowiązek opisywania zjawisk w ich rzeczywistym obrazie.
Jakże często naszymi tekstami dajemy pożywkę anonimowym hejterom, tchórzom schowanym za kontem w internecie, którzy jedynie tak mogą poprawić sobie samopoczucie, wylewając swoje frustracje i komentując działania innych. Nikt nie jest nieomylny, ale też nikt nie ma prawa oceniać innych bez odpowiedniej wiedzy i kompetencji. Niestety, internet pełen jest ludzi, którym wydaje się, że mają prawo zabierać głos w każdej sprawie. Choć to nie jest największym złem. Gorzej jak dochodzą do głosu ludzie złej woli, podłego charakteru, cyniczni, albo zwyczajnie niezbyt mądrzy.
W dobie mediów społecznościowych, w których każdy może napisać dowolną głupotę, w dobie forów pod artykułami w mediach tradycyjnych, w większości będących zbiorem nienawistnych i najczęściej fałszywych ocen, to na nas – redaktorach i dziennikarzach – spoczywa szczególna odpowiedzialność za publikowane treści. Dlatego apeluję do redaktorów i dziennikarzy: postarajmy się wrócić do zasad prawdziwego dziennikarstwa. Postarajmy się ważyć nasze opinie i uważniej dobierać tych, których pokazujemy. I bezwzględnie walczyć z nienawiścią i fałszem w miejscach Internetu, na które mamy wpływ. Przestępców nie nazywajmy przedsiębiorcami, pseudodziennikarzy – dziennikarzami, a hejterów – internautami.
Internet to cudowne narzędzie, media społecznościowe to wspaniałe forum komunikacji ze znajomymi. Od nas, w pewnym stopniu, zależy czy nad tymi fantastycznymi narzędziami przejmą kontrolę ludzie nieodpowiedzialni, czy prawdziwi, kompetentni i wrażliwi. To niełatwe zadanie w czasach potężnej konkurencji na rynku medialnym, walki o klikalność, oglądalność, słuchalność, ale są granice tej walki. Wszystkim nam życzę, abyśmy potrafili dostrzec te granice.
Janusz Knap