Zagrożenie epidemią koronawirusa przynosi często zaskakujące skutki. Jednym z nich jest powrót do kolejek, które pamiętają ci, którzy żyli w czasach PRL.
Kolejki są jednak, po pierwsze, znacznie krótsze, a po drugie – wyglądają zupełnie inaczej. Te obecne można nazwać kolejkami rozproszonymi. To dlatego, że oczekujący na zakupy, albo załatwienie sprawy na poczcie zachowują zalecane 1,5-metrowe odległości od poprzedników.
Klienci stoją też z reguły przed drzwiami aptek, banków albo sklepów. Z o wiele większą cierpliwością, niż przed laty, znacznie przy tym krócej czekamy dziś, podobnie jak wtedy, np. na zakup papieru toaletowego.
Kielczanie pamiętający m.in. stan wojenny podkreślają, że w PRL kolejki miały istotny aspekt społeczny. Były bowiem miejscem nawiązywania nowych znajomości, stanowiąc wręcz swego rodzaju publiczne forum dyskusyjne. Obecnie, z powodu konieczności zachowania odpowiedniego dystansu, możliwość zacieśniania relacji międzyludzkich jest mocno ograniczona, ale kolejkowicze podchodzą do tej kwestii ze zrozumieniem powagi sytuacji. To cieszy specjalistów, bo zaprzecza tezie, jakoby Polacy nie potrafili poddać się jakimkolwiek nakazom. Nie udało się nam również zauważyć powrotu kolejkowych staczy i cwaniaków, którym trzeba zwracać uwagę legendarnym już „Pan tu nie stał”.
Koronawirus zmienia nasze zachowania społeczne również w innych kwestiach. Coraz częściej rezygnujmy np. z podawania sobie dłoni na powitanie, zastępując je np. stuknięciem łokciem. Nie brakuje także innych kreatywnych rozwiązań, np. powitania stopą, czyli tzw. Wuhan Shake.
Pozostaje mieć nadzieję, że żadne z tych rozwiązań nie pozostanie na stałe.