Za kilka dni do szkoły językowej w hiszpańskiej Maladze miała wylecieć grupa uczniów i nauczycieli z I Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Jednak w tamtym regionie potwierdzono kilka przypadków zachorowań wywołanych koronawirusem.
– Szkoła chciała przełożyć wylot na wrzesień, ale linie lotnicze każą sobie słono zapłacić za zmianę terminu wylotu – mówi Waldemar Pukalski, dyrektor I LO.
Podróż jednej osoby miała kosztować rodzica ponad 900 zł, natomiast teraz każdy z nich musiałby dopłacić od 500 do nawet 1600 zł, w zależności od terminu wrześniowego lotu. Waldemar Pukalski podkreśla, że interweniował w tej sprawie u pośrednika, od którego kupiono bilety, ale bezskutecznie.
– Polski minister edukacji narodowej wydał rekomendację, z której wynika, że nie można tam jechać. Więc nie jest to tak, że ktoś nie chce lecieć i dlatego traci pieniądze, za które kupił bilet. Teraz wygląda to tak, że ktoś próbuje zmusić rodziców i mnie, jako dyrektora szkoły, do wysłania dzieci w miejsce, gdzie może się zacząć ognisko choroby – twierdzi dyrektor „Żeromskiego”.
Przed podobnym problemem stoi wiele kieleckich szkół. Na włoską Sycylię mają w maju polecieć uczniowie Zespołu Placówek Szkolno-Wychowawczych. Dyrektor Marta Jagniątkowska mówi, że nie wie, czy będzie to możliwe.
– Wszystkie przygotowania są poczynione, ale nie wiemy, czy wylot dojdzie do skutku. Mamy zapewnienie naszej linii lotniczej, że w przypadku realnego zagrożenia w danym kraju, będzie zwracał pieniądze za bilety. Nie wiemy jak będzie wyglądała sytuacja w maju – mówi Marta Jagniątkowska.
Ryanair pod koniec lutego wydał komunikat na swojej stronie internetowej, w którym podkreśla, że wszystkie loty do Hiszpanii i innych europejskich krajów odbywają się normalnie.
Waldemar Pukalski uważa, że prawo powinno nakazać przewoźnikom zwrot kosztów biletu, w przypadku gdy w danym kraju stwierdzono chorych z koronawirusem. Zapowiada, że zwróci się o pomoc europosłów z regionu świętokrzyskiego.