Na trzy dni przed opuszczeniem przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej sytuacja polityczna staje się coraz bardziej napięta. Obserwować to można przede wszystkim w relacjach między Szkocją, a rządem w Londynie.
Informowaliśmy wczoraj o propozycji pierwszej minister Szkocji Nicoli Sturgeon wprowadzenia specjalnych wiz dla obywateli Unii Europejskiej, którzy chcieliby pracować dalej po brexicie i tych, którzy dopiero pojawiliby się w Szkocji. To sprawa kluczowa dla rządu w Edynburgu, bo sytuacja demograficzna staje się coraz gorsza.
Tymczasem premier Boris Johnson odrzucił szkocką propozycję nawet nie zapoznając się z jej szczegółami. Jak stwierdzono w oficjalnym komunikacie Downing Street „polityka migracyjna pozostanie w wyłącznej kompetencji Westminsteru”. W Szkocji odebrano to zachowanie jako kolejny dowód, że Anglia traktuje północ Zjednoczonego Królestwa z wyższością i arogancją.
Jutro na ten temat debatować będzie na posiedzeniu Parlament Szkocki, a w piątek Nicola Sturgeon ma ponownie zwrócić się oficjalnie do Borisa Johnsona z wnioskiem o przeprowadzenie referendum dotyczącego niepodległości. Londyn już raz taką prośbę odrzucił, a kolejna podobna odpowiedź może spowodować masowe demonstracje.
Wysłannicy Radia Kielce przenieśli się tymczasem do Irlandii Północnej, do Londonderry. Tutaj także ludzie boją się momentu wyjścia z Unii Europejskiej, choć z innego powodu niż w Szkocji. To najbiedniejsza część Zjednoczonego Królestwa, która korzystała intensywnie z funduszy strukturalnych. Teraz, gdy Wielka Brytania opuszcza Wspólnotę tych pieniędzy nie będzie, a ludzie boją się o utratę miejsc pracy.
Posłuchaj relacji Bartłomieja Zapały
Do brexitu pozostały jeszcze 4 dni, ale trudno powiedzieć, aby Brytyjczyków ogarnęło jakieś wzmożenie. To nie jest ten moment, który można było obserwować jesienią, kiedy z aptek wykupowano lekarstwa, a ze sklepów artykuły sprowadzane z Europy.
Wtedy obawiano się, że z dnia na dzień zabraknie niemalże wszystkiego. Teraz wiadomo, że formalne wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, które nastąpi z piątku na sobotę niewiele zmieni. Przynajmniej do końca roku, kiedy będzie obowiązywał okres przejściowy.
Posłuchaj relacji Bartłomieja Zapały z audycji „Na każdą pogodę”:
Od 1 stycznia 2021 roku nie będziemy mogli ot tak przyjechać i pracować czy studiować w Wielkiej Brytanii. Potrzebna będzie wiza. Wielka Brytania wprowadzi swoje własne przepisy. Nieznane są jeszcze wszystkie ich szczegóły. Jednak premier Boris Johnson nie ukrywa, że będą one miały bardziej restrykcyjny charakter.
Z kolei, Nicola Sturgeon – premier Szkocji proponuje ciekawe rozwiązane. Szkoci potrzebują pracowników, dlatego chętniej niż Anglicy będą udzielać pozwoleń na pracę. Oczywiście pod warunkiem zamieszkania w Szkocji.
– Chcemy, aby ludzie mogli pracować na terenie Szkocji. Nasz kraj stoi przed poważnym wyzwaniem związanym z migracją – zaznacza.
– Jeśli spojrzymy na prognozy demograficzne na najbliższe 25 lat, to wszystkie z nich pokazują, że to migranci mogą zapewnić nam wzrost. Jeśli zatem nie zyskamy zdolności do przyciągnięcia obcokrajowców, albo wprowadzimy dla nich surowe ograniczenia, to stworzymy poważne ryzyko obniżenia liczby osób w wieku produkcyjnym, mniej osób będzie pracować, mniej płacić podatki, więc trudniej będzie nam utrzymać dotychczasowe świadczenia społeczne – dodaje.
Na czym ma dokładnie polegać ubieganie się o szkocką wizję? O tym w relacji Bartłomieja Zapały z „Raportu Dnia”:
Na Wyspach Brytyjskich mieszka ponad 900 tys. Polaków. W samej Szkocji, która ma 5,4 mln mieszkańców, jest ich prawie 100 tys.