Chciał dobrze, a wyszło… jak zwykle. Henryk, właściciel firmy pogrzebowej z Szydłowca nie chciał stresować rodziny zmarłego Jana, więc sam postanowił podmienić zwłoki w grobie. Czy to się udało?
5 października 2016 roku w Prosektorium Zespołu Opieki Zdrowotnej w Skarżysku-Kamiennej zamiast zwłok Jana, pracownica wydała zwłoki Andrzeja. Odebrał je Henryk, właściciel firmy pogrzebowej z Szydłowca, który cieszył się dobrą opinią wśród klientów. Następnie doszło do pochówku zmarłego Jana.
– Podczas pierwszego pogrzebu krzyczałam, że to nie jest mój ojciec. Między zmarłymi była duża różnica wielu. Przekonali mnie jednak, że ludzie po śmierci się zmieniają. Nawet mąż mówił do mnie, żebym dała sobie spokój, ale ja cały czas nie byłam przekonana, że chowam ojca – mówiła w sądzie córka zmarłego Jana.
Nikt jednak nie zareagował. Jak doszło do tej pomyłki? W październiku 2016 roku do prosektorium szpitala w Skarżysku zgłosili się pracownicy Domu Pomocy Społecznej, którzy przyszli odebrać ciało swojego pensjonariusza – Andrzeja. Na miejscu okazało się, że ciała nie ma, ponieważ dwa dni wcześniej odebrano zwłoki. Była to pomyłka, ale doszło już do pochówku.
Zwłoki odebrał Henryk, który był przekonany, że zabiera zwłoki Jana, chociaż nie widział jego twarzy w prosektorium. Worek był zakryty. Była jedynie karteczka na piersi zmarłego, z której wynikało, że to Jan.
– Zabraliśmy ciało i zawieźliśmy do zakładu pogrzebowego. Tam widziałem denata. Znałem go, ale nie widziałem go od trzech lat i myślałem, że tak się zmienił. Potem zabraliśmy trumnę do kaplicy w Szydłowcu. Trumna została otwarta – relacjonował w sądzie.
Dwa dni później do Henryka zadzwoniła zapłakana Marzena, pracownica prosektorium. Powiedziała, że zostało wydane nie to ciało. Henryk pojechał do niej, myśląc, że to czarny dowcip. Okazało się jednak, że to nie były żarty.
– Byłem zdenerwowany zaistniałą sytuacją. Wyszedłem na plac i powiedziałem, że przywiozę zwłoki. Pojechałem do rodziny zmarłego Jana, jednak nikogo nie zastałem. Następnie udałem się na cmentarz. Spotkałem tam pana K., który sprząta nekropolię i przedstawiłem mu całą sytuację. Powiedziałem, że doszło do zamiany ciał i trzeba oddać ciało do szpitala. Pan K. załamał ręce i powiedział: „jak trzeba to trzeba” – wyjaśniał w sądzie Henryk.
Jak twierdził, pan K. odsunął płytę, która jeszcze nie była zamurowana, a on sam wszedł do środka i zabrał trumnę z ciałem. Karawanem pojechał do zakładu pogrzebowego.
Ewelina, właścicielka zakładu, w którym Henryk przebierał zwłoki, tak wspominała ten dzień.
– Henryk przewiózł specjalnym wózkiem ciało do sali. Ja w tym czasie byłam w biurze i rozmawiałam z innymi klientami. Patrzyłam jednocześnie w monitoring. Wszystko odbywało się w sposób naturalny. Potem poszłam do tej sali. Zobaczyłam, że Henryk rozbiera ciało. Nie byłam zdziwiona, bo czasami zdarza się, że rodziny zmieniają zdanie i przebierają zmarłych. Jedynie co było dziwne, to towarzyszący temu pośpiech i fakt, że robił to Henryk, a nie pracownicy firmy – mówiła w sądzie.
Potem Henryk pojechał do prosektorium. Na miejscu czekała już policja. Sprawą zajęła się prokuratura, która stwierdziła, że Henryk znieważył zwłoki Andrzeja oraz miejsce jego pochówku. Odpowiadał także za to, że w czasie śledztwa skłamał i zataił prawdę w kwestii odebrania zwłok z prosektorium. Po pewnym czasie sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Skarżysku-Kamiennej.
Tam Henryk mówił.
– Wykonuje swoją pracę od ćwierć wieku i nie miałem żadnych wpadek. Ludzie mnie szanują. Ponowny pogrzeb również ja obsługiwałem, rodzina mi podziękowała. Najbliżsi Jana nie mieli do mnie żalu. Po mojej stronie, jako wykonawcy usługi nie nastąpiła pomyłka. Postąpiłem wbrew procedurom, ponieważ chciałem naprawić pomyłkę jaką zafundował nam szpital. Ja tylko odebrałem ciało, gdzie była karteczka „Jan Ś.” – przekonywał.
Dodał, że nie znieważył zwłok zmarłego Andrzeja.
– Podszedłem do niego z należytym szacunkiem. Przywiozłem do zakładu i tam przebrałem ciało – wyjaśniał.
Córka zmarłego Jana przyznała, że drugi pogrzeb jej ojca także zorganizował Henryk i nie wziął za niego pieniędzy. Dodała, że nie ma do niego żalu. Ma jednak żal do prosektorium.
W tej sprawie zeznawała także pracownica prosektorium. Stwierdziła, że 5 października 2016 roku była przekonana, że wydaje zwłoki Jana. Dodała, że za zaistniałą pomyłkę poniosła odpowiedzialność służbową w pracy. Szef wstawił jej naganę z wpisem do akt.
Ostatecznie sąd stwierdził, że było to wykroczenie i nałożono na Henryka grzywnę. W przypadku składania fałszywych zeznań sąd odstąpił od wymierzenia kary. Sędzia Ewa Urbaczka w uzasadnieniu wyroku przyznała, że Henryk wprawdzie wydobył ciało zmarłego z grobu, ale motywem jego działania była tylko i wyłącznie chęć naprawienia krzywdy rodzinie zmarłego Jana.
– Oskarżony wszystkie czynności wykonywał z należytą dla zmarłego godnością, nie doszło do zbezczeszczenia zwłok, a on sam kierował się jedynie dobrem rodziny – stwierdziła sędzia.
Wyrok uprawomocnił się 22 listopada 2017 roku.