„Był gwarantem tego, że osoby będące na basenie są bezpieczne”. Tak o Robercie K., ratowniku wodnym, wypowiadał się w trakcie uzasadniania wyroku sędzia Łukasz Sadkowski. Co więc się stało, że w listopadzie 2017 roku nie zauważył tonącego 27-letniego Tomka?
Sąd I instancji stwierdził, że ratownik nie obserwował odpowiednio niecki basenu. W czasie, kiedy doszło do zdarzenia Robert K. przebywał w dyżurce. Tam miał zadzwonić dzwonkiem na zakończenie tury. Jak tłumaczył, wcześniej widział Tomka.
– Pływał szybko, na małej liczbie oddechów – wspominał. Potem usłyszał wołanie ludzi o pomoc.
Do tragedii, w której ucierpiał młody mężczyzna, doszło 13 listopada 2017 roku w pływalni przy ulicy Marszałkowskiej w Kielcach. Wieczorem, na kolejną turę, wybrało się kilka osób, które stały się później świadkami w postępowaniu. W Sądzie Okręgowym, gdzie toczył się proces dotyczący spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu u Tomasza, szczegółowo opowiadali o zdarzeniu.
Jedna z pań wspominała, że feralnego dnia wybrała się z mężem i jego bratem na basen. Jej towarzysze poszli na płytszą część basenu, a ona na głębszą. W pewnym momencie zauważyła, że jej mąż biegnie po ratowników. W tym samym czasie jej szwagier z innym mężczyzną wyciągali na brzeg nieprzytomnego Tomasza i rozpoczęli udzielanie pierwszej pomocy.
– W międzyczasie przybiegł mąż z jednym z ratowników, a mój szwagier ciągle robił masaż serca. Po chwili przyszedł drugi ratownik. Był roztrzęsiony i miałam wrażenie, że nie wiedział, co ma robić – wspominała w sądzie.
Podobnie zdarzenie wspomina jej mąż. Tłumaczył, że w chwili wejścia na basen zauważył ratownika, który był niedaleko dyżurki.
– Poszliśmy na pierwszy tor, na jego płytszą część. Tam zauważyliśmy mężczyznę, który leżał przy dnie basenu. Twarz miał zwróconą w dół. Pomyślałem, że ćwiczy technikę oddychania. Po kilkudziesięciu sekundach sprawdziłem, czy wszystko z nim w porządku. Dotknąłem jego nogi, ale nie zareagował. Wtedy mój brat zaczął wyciągać go na powierzchnię, a ja rozejrzałem się w poszukiwaniu ratowników. Nikogo nie zauważyłem, więc pobiegłem do ich pomieszczenia. W środku był jeden ratownik – mówił. Wspomniał także, że akcję reanimacyjną prowadził jego brat. Tomek cały czas był nieprzytomny. Miał siną twarz. Na miejsce wezwano karetkę pogotowia. Po około 10 minutach przywrócono akcję serca pokrzywdzonego.
Sprawą zajęła się prokuratura. Jak się okazało, w tym czasie w pływalni oprócz Roberta K., był także drugi ratownik wodny – Sławomir J. Śledczy ustalili, że kiedy doszło do zdarzenia, żadnego z nich nie było w niecce basenu. Pokrzywdzonego, leżącego na dnie zobaczyły osoby, które wchodziły popływać i to one przystąpiły do akcji ratowniczej jako pierwsze. Tomasz przeżył, ale jest poważnie chory. Prokuratura swoje ustalenia oparła między innymi na opinii biegłego z zakresu ratownictwa medycznego i sportów wodnych. Specjalista stwierdził, że obaj ratownicy nie wypełnili należycie swoich obowiązków i doprowadzili do sytuacji, w której osoby korzystające z pływalni pozostały bez nadzoru.
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Sądu Okręgowego w Kielcach. Oprócz świadków zeznawał tam Grzegorz Lembas, biegły z zakresu medycyny sądowej. Lekarz stwierdził, że w wyniku tonięcia, doszło u Tomasza między innymi do niedotlenienia ośrodkowego układu nerwowego, co doprowadziło do ciężkiej choroby. Specjalista ocenił, że Tomasz spędził pod wodą 3-4 minuty. Jak dodał, trudno jest stwierdzić, co mogło być przyczyną tego, że chłopak zasłabł w basenie. Pomocny mógłby być monitoring, jednak go nie było. – Można wziąć pod uwagę to, że zachłysnął się wodą lub dostał mikroudaru – mówił medyk.
Nieprawomocny wyrok w tej sprawie zapadł 15 listopada 2018 roku. Robert K. został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, natomiast Sławomir J. został uniewinniony. Uznano, że winny za zdarzenie jest pierwszy z ratowników. Zdaniem sądu, mężczyzna niewystarczająco nadzorował basen, z którego korzystał Tomek. Oskarżony ma także zapłacić grzywnę oraz pokryć koszty sądowe. Przewodniczący składu sędziowskiego wyjaśnił, że na wysokość kary miała wpływ m.in. skrucha oskarżonego oraz to, że do tej pory dobrze wykonywał swoją pracę.
Dlaczego więc drugi ratownik – Sławomir J. został uniewinniony? Jak się okazuje, w czasie w którym rozgrywała się tragedia był w łazience.
– Kiedy wychodził do toalety, na basenie nic nadzwyczajnego się nie działo, a ponadto przekazał swoje powinności drugiemu pracownikowi. Jak wynika z opinii biegłego, na tym basenie wystarczył dyżur jednego ratownika – powiedział Łukasz Sadkowski.
Wyrok jest nieprawomocny. Apelacja w tej sprawie zostanie rozpatrzona w grudniu.