Będą zwolnienia i ograniczenie produkcji. Zakłady MAN Bus w Starachowicach nie radzą sobie z wykonaniem planów produkcyjnych, a w związku z tym chcą rozwiązać umowy z częścią pracowników. Związkowcy z „Solidarności” obciążają winą za tę sytuację zarząd firmy, który ich zdaniem źle organizuje produkcję.
Według planów od początku roku fabryka miała wytwarzać 14 autobusów dziennie, czyli o 3 więcej niż dotychczas. W związku z tym zatrudniono dodatkowych pracowników. Firma nie realizuje jednak tych założeń, bo pojawiły się problemy, m.in. z dostawą części i elementów konstrukcyjnych. Po analizie sytuacji, zarząd powrócił do pierwotnej wersji, czyli składania 11 samochodów dziennie. To z kolei spowoduje zwolnienie nowych ludzi.
Przewodniczący zakładowej „Solidarności” Jan Seweryn twierdzi, że zakład może opuścić około 250 osób. Jako pierwsi pracę stracą ludzie zatrudnieni przez agencję pracy tymczasowej. Podobny los czeka też pracowników naruszających dyscyplinę i tych z dużą absencją chorobową.
Cała sytuacja nie podoba się związkowcom, ponieważ ich zdaniem nie można obciążać pracowników odpowiedzialnością za złe zarządzanie firmą. Tym bardziej, że spółka nie wywiązuje się z finansowych zobowiązań wobec załogi. Chodzi o dwie premie uzależnione od wyników produkcji. Nie zostały wypłacone, ponieważ fabryka nie osiągnęła zakładanych wyników. Na środę, 16 października, zaplanowano rozmowy z zarządem zakładu.
Małgorzata Świątek, specjalista do spraw komunikacji wewnętrznej w MAN Bus, potwierdza informacje o zmniejszeniu zatrudnienia. Nie chce jednak ujawnić szczegółów twierdząc tylko, że spółka chce przeprowadzić ten proces z jak najmniejszymi szkodami dla pracowników. Małgorzata Świątek zapewnia też, że firma jest w stabilnej kondycji i dementuje pojawiające się wśród załogi plotki o planach zamknięcia zakładu w Starachowicach przeniesienia produkcji do Turcji. Według jej słów, od nowego roku produkcja ma wzrosnąć do 12 autobusów dziennie.