Czym się różni bartnictwo od pszczelarstwa, jak smakuje miód lipowy, a jak wrzosowy, a nawet jak przygotować prawdziwy piernik – między innymi tego można się było dowiedzieć podczas organizowanego po raz siódmy Pikniku pszczelarskiego w Parku Etnograficznym w Tokarni.
To na pewno była najsłodsza impreza, spośród tych, które odbywają się w skansenie w Tokarni. Można tu było skosztować i zakupić różne gatunki miodu. Od najpopularniejszego wielokwiatowego, po rzadsze, takie jak wrzosowy, czy rzepakowy.
Wśród wystawców znalazł się też bartnik, Marek Grabowski, który chętnie i z pasją opowiadał o tej trudnej i ginącej już profesji, jaką jest bartnictwo.
Doktor Małgorzata Imiołek, etnograf z Muzeum Wsi Kieleckiej wyjaśnia, że miód to produkt naturalny, używany przez ludzi od tysięcy lat.
– Naprawdę tysięcy, bo hodowla pszczół liczy sobie około czterech tysięcy lat. Wcześniej pozyskiwano go w sposób dziki, z barci. Jeśli chodzi o kulturę chłopską, to miód był produktem luksusowym i nawet, jeśli ktoś hodował pszczoły, to z myślą o sprzedaży. Ale musiała to być naprawdę ważna gałąź gospodarki, bo ustawy jeszcze wtedy o hodowli bartniczej, znalazły swoje miejsce w Statutach Kazimierza Wielkiego (jedne z pierwszych na ziemiach polskich pisanych regulacji prawotwórczych, które weszły w życie w połowie XIV wieku przyp. red.) – podkreśla.
Podczas pikniku można było się przekonać o zdrowotnych, czy też kosmetycznych właściwościach miodu. Sprzedawcy chętnie opowiadali o właściwościach złotego płynu, ale również innych produktów, które można znaleźć w ulu, jak na przykład pyłek, czy pierzga.
Wizyta w skansenie w Tokarni była też okazją do poznania warsztatu pracy pszczelarza. W chałupie ze Słupi Starej, w sektorze świętokrzyskim znajduje się stała ekspozycja etnograficzna, gdzie zaaranżowano chatę pszczelarza. Zaprezentowane zostały przeróżne akcesoria związane z pszczelarstwem.