Bił ręką, nogą, drewnianym tłuczkiem i metalowym toporkiem. Śmiertelne ciosy padały na głowę i tułów. – Połamane żebra i kości czaszki wskazują na to, że Tomasz K. działał z dużą siłą – stwierdził sąd i skazał go na 15 lat więzienia.
Artur S. w swoim mieszkaniu, przy ulicy Orzeszkowej w Kielcach, umierał przez kilka godzin, gdy w pokoju obok trwała libacja alkoholowa. Wcześniej mężczyzna został pobity przez Tomasza K. Była to zemsta za obciążające zeznania, które złożył na jego kolegę.
3 maja 2018 roku w mieszkaniu Artura S. przebywało kilka osób. W pewnym momencie do ich grona dołączył także Tomasz K., którego chęć zemsty doprowadziła do popełnienia zbrodni. Mężczyzna wziął do ręki dokumenty, dotyczące spraw karnych swojego kolegi Jarosława i wymachiwał nimi w trakcie, kiedy na ciało Artura rzucał pierwsze śmiertelne ciosy. Najpierw uderzył go w twarz. Potem kopnął i uderzył drewnianym toporkiem. Następnie zaprowadził do łazienki, aby wytrzeć mu twarz z krwi. Wrócili do pokoju.
– Potem nic mu nie robiłem, siedziałem przy regale i patrzyłem na niego. Po pewnym czasie sprawdziłem puls i stwierdziłem, że jest niewyczuwalny. Pomyślałem wówczas „chyba załatwiłem chłopa”. Wtedy zadzwoniłem po pogotowie – powiedział na początku śledztwa oskarżony. Po tych kilku godzinach było już za późno. Biegli stwierdzili, że gdyby Arturowi została udzielona pomoc wcześniej, to istniała szansa na uratowanie mu życia.
Fakt, że to właśnie on śmiertelnie pobił Artura potwierdzili znajomi ofiary, którzy przebywali w mieszkaniu przy ulicy Orzeszkowej. Byli pijani. – Te osoby wprawdzie podawały różne szczegóły, jeśli chodzi o kolejność zdarzeń oraz o liczbę i usytuowanie ciosów. Jednak wszyscy zgodnie podawali, że to wyłącznie oskarżony pobił pokrzywdzonego – stwierdziła sędzia Bożena Gawrońska w czasie uzasadniania wyroku.
Podczas jednej z rozpraw, która odbyła się w Sądzie Okręgowym w Kielcach, zeznania złożyła policjantka, która została wezwana na interwencję do mieszkania Artura S. Funkcjonariuszka zapamiętała, że na początku akcji Tomasz K. krzyczał, że będzie rzucał czymś w stronę mundurowych, jednak został obezwładniony. Już wtedy przyznawał, że miał zamiar zabić pokrzywdzonego. – Moją uwagę przykuło to, że jeżeli ktoś zabija drugiego człowieka, to powinien w jakiś sposób tego żałować. Oskarżony nie miał sobie nic do zarzucenia – stwierdziła w sądzie policjantka.
Tomasz K. był wcześniej karany. Zakład karny opuścił zaledwie dwa dni przed dokonaniem zabójstwa. W chwili zdarzenia był pod wpływem alkoholu i środków odurzających. Miał na sobie koszulkę z napisem „śmierć konfidentom”.
– W tej sprawie sąd nie wymierzył kary specjalnej 25 lat pozbawienia wolności, mając na uwadze, że oskarżony wcześniej był karany za inne przestępstwa, które nie były skierowane przeciwko zdrowiu i życiu. Oskarżony początkowo przyznał się do zabójstwa. Sam zadzwonił na pogotowie i już w pierwszych relacjach przyznawał się do tego że spowodował śmierć. Świadkom powiedział, że wszystko weźmie na siebie i nie będzie nikogo obciążał – uzasadniała wyrok sędzia.
Ostatecznie Sąd Okręgowy w Kielcach nieprawomocnie skazał go na karę 15 lat pozbawienia wolności. O warunkowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się po 12.
– Za coś takiego 15 lat pozbawienia wolności? Przecież taki bandyta powinien być trwale wyłączony z możliwości funkcjonowania w społeczeństwie – pytał ze zdziwieniem w TVP3 Kielce minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który zapowiedział w tej sprawie apelację.