– To droga śmierci – tak mówią mieszkańcy Miłkowa po tragicznym wypadku, do którego doszło w piątek wieczorem. Z relacji świadków wynika, że samochód uderzył w przepust w sobotę dokładnie kilka minut po godzinie 22. Mieszkańcy najbliższego domu natychmiast wezwali pomoc.
– Trasa śmierci, wielu ludzi tutaj już zginęło. Te przydrożne rowy, to okopy na czołgi, a nie do jazdy. Ludzie będą ginąć na tym zakręcie – mówi jeden z mieszkańców Miłkowa.
Jak dodaje, w tym przypadku mogła zawinić prędkość, bo na tym odcinku drogi obowiązuje ograniczenie prędkości do 70 kilometrów na godzinę.
– Oglądaliśmy telewizję i usłyszałam trzask. Wiedziałam od razu, że to wypadek. Wnuczka wyjrzała przez okno i krzyknęła, że samochód się pali – relacjonuje kobieta, która widziała, co się dzieje z okna, bo do wypadku doszło tuż przy wjeździe na jej posesję.
Zanim nadjechały służby ratunkowe, kierowcy zatrzymywali się, aby jak najszybciej udzielić pomocy. Wśród nich był lekarz. Pomagali także okoliczni mieszkańcy, druhowie Ochotniczej Straży Pożarnej. Według relacji mieszkanek Miłkowa samochód zapalił się i dlatego wiele osób starało się ugasić płomień.
Pozostałości przepustu znalazły się kilkanaście metrów dalej. Jak mówili świadkowie przydrożny znak, w który najpierw uderzył samochód, został odrzucony na odległość 200 metrów.