Gminna komisja rozpoczęła ocenę skutków ubiegłotygodniowego gradobicia w sadach, w okolicy Szydłowa. Od rana w urzędzie panuje również duży ruch, spowodowany składaniem wniosków o pomoc przez poszkodowanych plantatorów. Są one podstawą do oszacowania strat przez komisję, a później przyznania rządowej pomocy.
Jak mówią sadownicy, druk nie jest trudny do wypełnienia, a w razie wątpliwości można liczyć na pomoc urzędniczek.
Andrzej Tuz, burmistrz Szydłowa informuje, że dotychczas sadownicy złożyli ponad 70 wniosków, ale ta liczba na pewno znacznie się zwiększy. Jak mówi, nie wiadomo jak długo potrwają prace komisji.
– Do 20 sierpnia jest czas na składanie wniosków. Wszystkie, które wpływają na bieżąco są przekazywane komisji, aby jak najszybciej oszacować straty i wystąpić do wojewody o rządową pomoc, żeby to wsparcie było jak najszybsze – zaznaczył Andrzej Tuz.
Burmistrz przypomniał, że to już trzecie gradobicie, które w tym roku nawiedziło Szydłów. Po dwóch ostatnich, złożono 440 wniosków o pomoc rządową. Po ostatniej nawałnicy najbardziej ucierpiało centrum Szydłowa i sąsiednie sołectwa, gdzie straty sięgają 100 proc.
Jednym z poszkodowanych sadowników jest Zbigniew Głogowski, któremu grad zniszczył miejscami całe uprawy. Istnieje zagrożenie, że przez dwa lata może nie być owoców.
– Nie zbierze się nic. Nawet te owoce, które nie zostały zniszczone gniją od tych, które zostały uderzone przez grad. Ucierpiały także drzewa. Wierzchołki pozbawione są liści, obita jest kora. Nie wiadomo jak drzewa będą się odbudowywały. Prawdopodobnie w kolejnych latach będą straty, spowodowane brakiem owoców – podkreślił Zbigniew Głogowski.
Na terenie gminy Szydłów jest 1700 hektarów sadów, z czego 80 proc. stanowią uprawy śliwek. Pozostałe to m. in. jabłka, brzoskwinie, morele i uprawy borówki amerykańskiej.