Co to znaczy, że Jezus jest Królem? Dlaczego na świecie jest tyle zła, skoro to On panuje? Czy wystarczy ogłosić Go Królem danego kraju, żeby na świecie było lepiej? I czy Kościół powinien mieszać się do polityki? Między innymi na te pytania odpowiada ojciec doktor Jan Strumiłowski z Archiopactwa Cystersów w Jędrzejowie podczas konferencji z cyklu „Rozmowy o wierze: Kim On jest? Jezus-Król”.
Co to znaczy, że Jezus jest Królem?
Mamy tendencję do metaforyzowania i mitologizowania Ewangelii, i często podchodzimy do niej w sposób niedosłowny. Tytuł Jezusa-Króla jest z jednej strony czymś oczywistym. Każdy wie, kim jest król. Z drugiej strony wydaje się, że często traktujemy ten tytuł jako pobożną laurkę dla Jezusa. Tymczasem powinniśmy wziąć na poważnie ten tytuł i zadać sobie pytanie, co to znaczy, że Jezus jest Królem, i co z tego wynika dla mojego życia?
Kiedy spoglądamy na instytucję królestwa i urząd króla w średniowieczu, czy starożytności, to król był kimś, wobec kogoś można było mieć jakieś roszczenia. Ludzie żyjący w jakimś królestwie wiedzieli, że są bezpieczni, bo król w razie najazdu będzie ich chronił, będzie ustanawiał sprawiedliwe prawa. Z drugiej strony król jest kimś, wobec kogo jesteśmy do czegoś zobowiązani: do płacenia podatku, przestrzegania prawa, szanowania jego zwierzchności i suwerenności. Jeśli ktoś nie przestrzegał prawa panującego w państwie, to był dotykany odpowiedzialnością niezależnie od tego, jak daleko od króla mieszkał. Tu rodzi się pytanie: jeśli Jezus jest Królem, to czy ja w moim sercu i życiu liczę się z prawami i zasadami, które On wyznacza i czy wiem, czego mogę od Niego oczekiwać, jako od Króla? Czy to nie jest tylko pobożny frazes: Jezus jest moim Królem i będzie mnie chronił? Czy rzeczywiście, gdy dzieje się coś złego w moim życiu to mówię: Ty jesteś moim Królem, powinieneś mnie obronić? Powinniśmy się zastanowić, na ile respektujemy Jego prawo, kiedy stajemy w codziennym życiu przed różnymi wyborami. Czy wtedy zastanawiamy się nie tylko nad swoim dobrem i interesem, ale nad tym, jakie zasady panują w Bożym Królestwie? Skoro jestem poddanym Chrystusa, On jest moim Królem, to powinienem, patrząc na świat zastanawiać się, czy to jest Jego Królestwo?
Chrześcijanin musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Jezus-Król to dla niego prawda, czy tylko pobożna metafora? Chrześcijaństwo zawsze było religią bardzo realistyczną, która zaczęła się od faktu, jakim było Wcielenie i Zmartwychwstanie. To nie jest mglista prawda, ale coś, co naprawdę określa nasze życie.
Co to oznacza, że Jezus przyszedł na ziemię przywrócić Królestwo Boże?
Już w samym tym pytaniu wybrzmiewa, że to królestwo się zagubiło. Patrzymy na ten świat i widzimy, że nie do końca jest to Królestwo Chrystusa. Doświadczamy tu pewnej kontrowersji: skoro Bóg panuje nad światem, to dlaczego ten świat wygląda tak, jak wygląda? Dlaczego jest tyle zła? Właśnie to pytanie często rodzi ateizm. Ateiści argumentują: „wy, chrześcijanie, mówicie, że Bóg jest Wszechmogący, że jest Królem. Przecież patrzymy na ten świat i tego nie widzimy”.
Królestwo Boże zostało zagubione, ponieważ to my zrzekliśmy się królowania Chrystusa, zdetronizowaliśmy Boga. Pokazuje nam to historia Starego Testamentu. Pierwszym królem, reprezentującym władzę Boga był Adam. On został stworzony na Boży obraz i podobieństwo, i widać, że całe stworzenie jest mu posłuszne. Kiedy Adam „wyzwala się” spod panowania Boga, łamie Boży nakaz i zaczyna żyć, i decydować po swojemu, wtedy również jego panowanie się kończy. Wtedy świat sprzeniewierza się Adamowi, staje się wrogi nam, ludziom. Tu rodzi się pierwszy rozłam. Świat staje się już innym królestwem.
Dalej historia mówi o tym, jak Izraelici wyłamywali się spod władania Boga, nie chcieli, żeby Bóg był ich bezpośrednim Królem i wybierali sobie króla na ziemi, zwiększając dystans pomiędzy sobą, a Bogiem. W końcu przed Piłatem mówią straszną rzecz. Kiedy Jezus jest sądzony i Piłat pyta: „czyż waszego Króla mam ukrzyżować?”, oni odpowiadają: „poza cezarem nie mamy króla”. To zdanie pokazuje historię każdego z nas, naszego wewnętrznego upadku, rezygnowania z panowania Boga w swoim życiu. Każdy człowiek spontanicznie słyszy w sercu głos Boga, Jego nakazy. Sumienie – to jest ten głos, który nam mówi: to rób, tego nie rób. Ale my jesteśmy w stanie łamać sumienie. I to właśnie jest sytuacja, w której mówimy: poza cezarem nie mam króla.
W jaki sposób Jezus to królestwo przywraca? Przede wszystkim, w Jezusie dokonała się absolutna integracja Jego woli z wolą Bożą. To odpowiedź na to, od czego rozpoczął swój grzech Adam, decydując, że nie będzie postępował według zamysłu Boga. Adam wprowadził w ten sposób pewne rozdwojenie w swoim sercu. Na początku spontanicznie, intuicyjnie pragnął tego, czego pragnie Bóg. Natomiast po grzechu jego pragnienie i pragnienie Boga zaczęły się od siebie oddalać. To jest właśnie stan, w którym my żyjemy. I dlatego nasz świat jest taki, jaki jest. Natomiast w Jezusie w sposób idealny widać, że to, czego On chce, to jest to, czego chce Ojciec.
Jezus przywraca to Królestwo w sposób definitywny, kiedy idzie do Ogrodu Oliwnego. To nie jest przypadek, że Jezus idzie do ogrodu. To w ogrodzie zgrzeszył Adam, rozbijając Królestwo Boże, odłączył się od Boga, wprowadzając królestwo ludzkie, ziemskie, królestwo własnego egoizmu. Jezus tam idzie i jeszcze raz staje przed wyborem. Boi się. Wypowiada słowa, które wyrażają powrót do jedności z wolą Boga: jeśli to jest możliwe, to oddal ode Mnie ten kielich, ale nie Moja, ale Twoja wola niech się stanie. Adam powiedział: moja wola niech się stanie. A Jezus mówi: Twoja wola.
Widać, że Boże Królestwo przywrócone w ten sposób przez Jezusa natychmiast zaczyna emanować. Ewangelia według św. Jana pokazuje, jak Jezus po tej trudnej modlitwie w Ogrójcu, podczas której pocił się krwią, zaczyna w sposób absolutny panować i przestaje się bać czegokolwiek. Sam wychodzi naprzeciw tym, którzy chcą Go pojmać i zadaje im pytanie: kogo szukacie? Kiedy mówią: Jezusa z Nazaretu, a On odpowiada: Ja Jestem, oni padają na twarz. Bo to jest Król. Potem przed Sanhedrynem, podczas sądu też zachowuje się jak Król. Kiedy jakiś sługa Go policzkuje, On zaczyna go sądzić i rozliczać. Podobnie jest przed Piłatem. Piłat mówi, że ma władzę Go uwolnić, albo skazać. Jezus wtedy odpowiada: Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry. To Jezus jest tutaj Królem i właściwie po tej rozmowie Piłat zaczyna się zachowywać jak bezradne dziecko, jakby tracił władzę. To Jezus nad wszystkim panuje. To jest to przywrócenie Królestwa w tym świecie, w którym wydawałoby się, że jest ono zaprzepaszczone. Przyszła godzina ciemności i w tym najbardziej skandalicznym i odartym z woli Bożej świecie Jezus przywraca królowanie Boga. Ewangelia pokazuje nam, jak pośród szalejącego świata, który próbuje udowodnić, że to my rządzimy, decydujemy, Jezus idzie z podniesioną głową i mówi: to Ja Jestem Królem i to ja decyduję o tym, co tutaj się dzieje.
Czy chrześcijanie powinni zabiegać o wprowadzanie Królestwa Bożego na ziemi?
Czy chodzi o instytucjonalne akty, czy o wewnętrzną decyzję w sercu człowieka?
Jezus głosił Królestwo Boże, a potem posłał Swoich uczniów po to, żeby to Królestwo głosili po krańce świata. Jest taka pokusa, żeby wprowadzać Królestwo Boże instytucjonalnie, np. ogłosić Jezusa Chrystusa, jako Króla Polski i już będzie wszytko dobrze. Ewangelia wskazuje, że jest to półśrodek. Nie znaczy, że nie jest to ważne. Jednak niebezpieczeństwo tkwi w tym, że możemy się zatrzymać na zewnętrznym aspekcie władzy Jezusa, która będzie tylko czymś narzuconym, a nasze serca dalej będą się z nią spierały, będziemy chcieli działać po swojemu. Z drugiej strony jest to oczywiście okazja do tego, żeby jednak coraz bardziej dostrzegać, na czym to Królestwo ma polegać i dostosowywać się do niego. Jednak zewnętrzne akty nie wystarczą.
Widzimy, że w Adamie utrata Królestwa polegała na tym, że to serce sprzeniewierzyło się Bogu, natomiast w Chrystusie ludzkie serce na powrót się integruje z Bogiem. Dążąc do wprowadzenia Królestwa Bożego powinniśmy dążyć do tego, żeby nasza wola absolutnie chciała tego, czego pragnie Bóg. Jezus mówił o tym, żeby nie słuchać, jeśli ktoś mówi, że Królestwo Boże jest tu lub tam, bo Królestwo Boże jest w was.
Z drugiej strony nie możemy powiedzieć, że Królestwo Boże ogranicza się tylko do naszego serca. Są takie tendencje, że to obojętne co się dzieje na świecie, obojętne jaki jest ustrój, jakie zasady panują na świecie, ważne, że ty w sercu jesteś chrześcijaninem. To jest iluzja, ponieważ jeśli ja w sercu jestem chrześcijaninem i to nie emanuje na zewnątrz, to znaczy, że ja oszukuję sam siebie, a moje serce prawdopodobnie jeszcze nie tętni ewangelią. U pierwszych chrześcijan widzimy, że oni rozpoczynają od przemiany serca. Żyli na sposób chrześcijański w pogańskim świecie. Ta prawda i realizm tego, w co wierzyli była tak potężna, że złamała kulturę pogańską i świat stał się chrześcijański.
My dziś żyjemy w świecie, w którym skupiamy się na tym, że religia to sprawa naszego serca, ale czy widać po nas, że jesteśmy chrześcijanami? Czy przeżywamy naszą codzienność na sposób chrześcijański? Czy jeśli ktoś by nas spotkał, zauważyłby w codziennych okolicznościach życia, że jesteśmy chrześcijanami? Czy potrafimy budować kulturę chrześcijańską? Bo to powinno emanować. Jeśli nasze serca ulegają przemianie, Bóg coraz bardziej w nich panuje, to powinno się odzwierciedlać w świecie, który budujemy. Jesteśmy powołani do tego, żeby budować świat. Jeśli chrześcijanin buduje świat, to jaki on ma być, jeśli nie chrześcijański? To jest moment weryfikacji. Warto się zastanowić, w jakim świecie żyjemy: pogańskim, czy chrześcijańskim? I co to o nas mówi? Bo to my ten świat zbudowaliśmy.
Czy chrześcijanie powinni wpływać na władzę: wybierać i kandydować?
Zachęcają do tego dokumenty Kościoła. Chrześcijanin nie może być bierny, nie może pozostać na zbudowaniu sobie jakiejś enklawy, ale jest zobowiązany i powołany do tego, żeby starać się w sposób polityczny, instytucjonalny przemieniać ten świat. Jest dzisiaj taka tendencja, że Kościół nie powinien się mieszać do polityki…ale w zasadzie dlaczego nie? Dlaczego mielibyśmy być dyskryminowani? Oczywiście, duchowny nie powinien być politykiem, bo nie do tego jest powołany, ale powinien swoje życie również w zakresie polityki przeżywać na sposób chrześcijański. To jest nasza powinność. My, chrześcijanie, kiedy bierzemy udział w wyborach, to powinniśmy kierować się w nich kryterium chrześcijańskim. Nie tylko gospodarka, czy lepiej będzie mi się żyło, ale czy faktycznie ten kandydat będzie wprowadzał w przestrzeń publiczną ustawy i prawa, które są bardziej zgodne z ewangelią? Czy ten kandydat jest naprawdę tym, który liczy się z Bogiem i jest takim, nad którym widziałbym działanie Ducha Bożego. Na takiego kandydata powinniśmy głosować jako chrześcijanie. Dziś wśród chrześcijan to nie jest oczywiste. Często chrześcijanin mówi: idę do kościoła, modlę się, ale poza kościołem to już jest inne życie, muszę się o nie starać i będę głosować na kogoś, kto jest antychrześcijański.
Czy wybierając, wystarczy przejrzeć program wyborczy?
To jest kwestia głębszej refleksji, niż program wyborczy, bo często to, co jest deklarowane, a to co jest faktycznym budulcem naszego życia, to są dwie różne rzeczy. Bardzo chętnie deklarujemy się, jako ludzie głęboko wierzący, niezwykle współczujący i wrażliwi, ale w naszym życiu nie zawsze to widać. Deklaracje nie zawsze idą w parze ze stanem faktycznym naszych serc. Ktoś może mienić się politykiem chrześcijańskim niekoniecznie nim będąc. Może być koniunkturalistą i wie, że jest wielu chrześcijan i to jest elektorat, który można w ten sposób zdobyć. Nie zawsze to musi być perfidne działanie. Czasem to może być po prostu uderzanie w ludzi, którym naprawdę chce się służyć w sposób chrześcijański. Jednak pytanie, czy ten polityk, który chce ze szczerego serca służyć społeczeństwu chrześcijańskiemu i opowiada się za takimi wartościami, czy on je przeżywa w swoim życiu? Czy będzie potrafił je wprowadzać? Dlatego powinniśmy patrzeć nie tylko na program, choć to przede wszystkim, bo jeśli program jest niechrześcijański, to sprawa jest zamknięta.
Natomiast druga rzecz to rozeznawanie, czy Bóg widziałby tego człowieka jako zwierzchnika nad nami? Wynika to z tego, że idea władzy w chrześcijaństwie z teologicznego punktu widzenia nie pochodzi oddolnie, od ludzi, którzy wymyślili, że chcą mieć władcę, któremu dają mandat, i który będzie nimi rządził. W takiej sytuacji, jeśli ja kogoś nie wybierałem, to jakim prawem on ma nade mną sprawować pieczę? Ja mam godność nadaną mi przez Boga. Natomiast w chrześcijaństwie władza pochodzi od Boga. Sama idea, że jeden człowiek może mieć jakąś władzę nad drugim człowiekiem, który co do godności jest mu równy, może mieć miejsce tylko dlatego, ponieważ to Bóg nam dał takie narzędzia. Samo słowo „hierarchia” pochodzi z greckiego i jest to zbitek dwóch słów: święty i źródło. Władza i hierarchia to wyrazy, które zawsze były blisko siebie. To, że ktoś jest wyżej nie znaczy, że ma większą władzę, ale że jest bliżej źródła. W naszych wyborach powinniśmy się zastanawiać nie tylko nad tym, czy ktoś jest bardziej mądry lub przebiegły, ale powinniśmy patrzeć, czy on ma kontakt z samym Źródłem, jakim jest Bóg i czy On chce, żeby ta osoba sprawowała nad nami władzę.
W historii świętej widzimy, że to Bóg wybiera królów, np. Saula. Dopóki Saul był wierny Bogu, to mógł być królem. Kiedy sprzeniewierzył się Bogu, to chociaż złamał Jego zakaz w dobrej wierze, to Bóg mu powiedział: nie jesteś zdolny do sprawowania władzy, bo decydujesz po swojemu. Potem mamy Dawida, który jest wierny Bogu i dlatego jest zdolny do sprawowania władzy. I choć widzimy, że jest grzeszny, że w swoim życiu łamie nakazy Boga, to jednak w rządach zawsze liczy się z Bogiem. Więc my w naszych wyborach powinniśmy zawsze dobrze rozeznawać.
POSŁUCHAJ KONFERENCJI: