Piłkarze ręczni PGE Vive Kielce awansowali do turnieju finałowego Final Four Ligi Mistrzów! W rewanżowym meczu ćwierćfinałowym kielczanie ulegli na wyjeździe Paris Saint Germain 26:35 (11:18), ale w pierwszym meczu zwyciężyli 34:24 i okazali się lepsi w dwumeczu.
– Tak jak się spodziewałem, to był dla nas bardzo trudny mecz. Byliśmy o krok od wyeliminowania. Ale dzięki temu, że nie straciliśmy wiary do końca, awansowaliśmy do Final Four – podkreślił trener PGE Vive Talant Dujszebajew.
W kilku przypadkach zabrakło nam szczęścia, bo trafialiśmy w słupek lub poprzeczkę francuskiej bramki. Jak w pierwszym meczu wszystko nam wychodziło i w niektórych sytuacjach dopisało nam szczęście, to dzisiaj było odwrotnie. To szczęście kilkakrotnie było po stronie rywali.
W końcówce, w decydującym momencie sytuację sam na sam wybronił Cupara, a później zachowaliśmy spokój i potrafiliśmy skutecznie wykończyć nasze akcje w ataku. To nie był nasz najlepszy mecz, zarówno w obronie, jak i w ataku, ale liczy się awans – dodał szkoleniowiec, który nie chciał wyróżniać któregoś ze swoich zawodników.
Wygrywamy i przegrywamy jako drużyna. Najważniejsze, że po 120 minutach to my zdobyliśmy o jedną bramkę więcej. Jesteśmy w tym miejscu, w którym chcieliśmy być. Jestem przekonany, że kiedy we własnej hali przegraliśmy z Montpellier i było wiadomo, że straciliśmy szanse na drugie, trzecie miejsce w grupie, niewielu na nas stawiało. Na naszej drodze do Final Four stanął bowiem zespół z Paryża, jedna z najlepszych drużyn świata. Ale to my okazaliśmy się lepsi. Gratuluję wszystkim swoim zawodnikom tego ogromnego sukcesu – podsumował Dujszebajew.
– To był bardzo ciężki mecz, nie wychodziło to nam tak, jakbyśmy sobie życzyli, jakbyśmy sobie wymarzyli, natomiast nastawialiśmy się na to, że będziemy cierpieć w tym spotkaniu – powiedział po spotkaniu rozgrywający kieleckiego zespołu Mariusz Jurkiewicz.
Wiedzieliśmy, że Paryż drugiego takiego spotkania jak u nas już nie zagra i było to widać. To wszystko, co Lucowi Abalo nie wyszło w Kielcach, tutaj z nawiązką sobie odrobił. Byliśmy przygotowani na taką sytuację, że gdzieś tam może być ciężko pod względem mentalnym, ale byliśmy gotowi do walki i widać było, że w końcówce utrzymaliśmy zimne głowy, utrzymaliśmy nerwy na wodzy i awansowaliśmy do Final Four. To było naszym celem, to przede wszystkim było naszym marzeniem, może niewielu w nas wierzyło, to dokonaliśmy tego i z tym zostaniemy. Wiadomo, że to nie jest mecz, który będzie się wspominać w jakiś wybitny sposób, ale ten dwumecz który rozegraliśmy, po prostu spełnił nasze marzenia o wejściu do Final Four
W przerwie w szatni, mimo, że przegrywaliśmy do przerwy siedmioma bramkami, na pewno nie było jakieś nerwowych ruchów, bo wiedzieliśmy, że znamy Paryż, wiemy jak oni potrafią grać i wiemy, że oni byli zdolni do odrobienia takiej straty. Pokazaliśmy, że nawet, jeżeli jest ciężko to jesteśmy razem, potrafimy robić rzeczy, których niewiele się po nas spodziewa.
Mogliśmy przynajmniej ludziom oddać to, czego doświadczyliśmy wyjeżdżając z Kielc do Paryża na lotnisko do Warszawy. Nikt się z nas tego się nie spodziewał, kiedy zobaczyliśmy te flary, to jak kibice nas żegnają. W trakcie meczów widzimy, jak ludzie to przeżywają, jak grają razem z nami, natomiast to, że poświęcają swój wolny czas, są z nami w każdym momencie, już nie tylko w meczu na hali, ale cały czas, kiedy poruszamy się na mieście, zawsze są te wyrazy sympatii przekazywane w naszą stronę. To jest coś naprawdę cudownego i coś co nam dodaje skrzydeł na parkiecie, dlatego cieszę się, że mogliśmy oddać to, co dostaliśmy od nich w trakcie tego sezonu.
– Brak słów, to jest niemożliwe, po takim fatalnym meczu w naszym wykonaniu, takie emocje są naprawdę nie do opisania – powiedział skrzydłowy PGE Vive Arkadiusz Moryto. To jest coś wspaniałego naprawdę, pierwsza myśl po zwycięstwie to ta, ze jesteśmy w Final Four, druga, że ktoś u góry czekał na nas na trybunach i naprawdę to z kibicami trzeba się cieszyć, bo przyjechali w nielicznym gronie, bo nie mogli w większym, ale naprawdę było ich słychać i w ciężkich chwilach gdzieś słyszałem i wiedziałem, że są cały czas z nami.
Francuzi prowadzili już 11 bramkami i powiem szczerze, że nie wyglądało za dobrze, bo przegrywać 11, ale grać dobry mecz to co innego, a my właśnie nie graliśmy dobrego meczu, szarpaliśmy w ataku pozycyjnym. Nie widziałem dotąd tak wycieńczonego Luki Cindrica. Chwała mu za to, że wytrzymał, bolało go wszystko, ale nie schodził z parkietu. Chwała całemu zespołowi, wszyscy włożyli w ten mecz tyle serca, żeby skończył się tymi dziewięcioma bramkami.
Chcieliśmy przede wszystkim wygrać ten mecz, to nie było tak, że mieliśmy zapas dziesięciu bramek i mogliśmy sobie pozwolić na porażkę dziewięcioma golami. Chcieliśmy wygrać, ale Paryż zagrał tak, jak w fazie grupowej, byli bardzo zmobilizowani, bo tak naprawdę co oni mogli zrobić, jeśli nie wygrać i awansować? To praktycznie jest dla nich koniec sezonu, sezonu straconego. Oni wierzyli w to, żeby wygrać w tym sezonie Ligę Mistrzów i ciężko było im się przeciwstawić, nawet w obronie bardzo dobrze zagrali, ciasno, nasi zawodnicy nie mieli jak się przecisnąć i podać piłek do kołowych. To jest dla mnie pierwsze Final Four i mam nadzieję, że nie ostatnie.
Alex Dujszebajew, rozgrywający PGE Vive Kielce stwierdził, że jego drużyna pokazała klasę i charakter. – Pokazaliśmy charakter, daliśmy z siebie wszystko, trzymaliśmy się razem. Był to bardzo trudny mecz. Towarzyszyły mu ogromne emocje. Pokazaliśmy, że jesteśmy wielkim zespołem i zasłużyliśmy na ten awans – powiedział Alex Dujszebajew.
– Mamy zawodników, którzy nigdy się nie poddają – powiedział prezes klubu Bertus Servaas. Graliśmy pod olbrzymią presją, doskonale wiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudny mecz. Zespół z Paryża był lepszy, ale pokazaliśmy niesamowity charakter. To zadecydowało o tym, że to my możemy się cieszyć z awansu do Final Four – chwalił kielecki zespół Servaas.
Nie wykorzystaliśmy kilku świetnych sytuacji, w kilku zabrakło nam też szczęścia. Ale generalnie za rzadko decydowaliśmy się na rzuty. W przerwie mówiliśmy naszym zawodnikom, że muszą odważniej grać, bo inaczej wynik będzie bardzo niski, co nie jest dla nas korzystne. W drugiej połowie było pod tym względem zdecydowanie lepiej, bo zdobyliśmy 15 bramek. Prezentowaliśmy się dużo lepiej, bo w pierwszej połowie zagraliśmy trochę strachliwie – dodał sternik kieleckiego klubu.
To właśnie świadczy o charakterze naszego zespołu. Chłopaki nie zwiesili głów, ale walczyli wszyscy jak lwy. Jestem pod ogromnym wrażeniem ich postawy – zapewnił Servaas, który podkreślił, że ani przez moment nie zwątpił w awans kieleckiego zespołu.
To by bardzo źle świadczyło o mnie jako prezesie klubu. Znam doskonale nasz zespół. To są zawodnicy, którzy się nigdy nie poddają. Dlatego odnosimy takie sukcesy – komplementował kielecki zespół prezes PGE VIVE.
Na siedem ostatnich edycji cztery razy awansowaliśmy do grona najlepszych drużyn Europy. Być w Kolonii po raz kolejny to niesamowite uczucie. Nie tylko dla zawodników, ale i dla prezesa klubu to fantastyczna sprawa. Jestem dumny z całej drużyny, że po raz kolejny tego dokonali – podsumował szczęśliwy Servaas.