Jak co roku w Wielkanocny Poniedziałek, o godzinie 6 rano, przy dźwięku dzwonów z kościoła parafialnego w Sukowie wyruszyła procesja Emaus. Zgodnie z tradycją udział w niej mogli wziąć tylko mężczyźni.
Do pokonania mieli ponad ośmiokilometrową trasę. W czasie wędrówki z krzyżem i figurą Zmartwychwstałego wierni zatrzymywali się przy przydrożnych kapliczkach i krzyżach, modląc się.
Nazwa procesji, Emaus, nawiązuje do biblijnej miejscowości, do której w dniu zmartwychwstania zmierzał Jezus Chrystus. Suków jest jednym z niewielu miejsc, gdzie ten zwyczaj wciąż jest kultywowany.
– Pierwsza procesja odbyła się w 1948 roku, choć nawiązuje do o wiele starszego zwyczaju – wyjaśnia 68-letni Jerzy Smelcerz. – Dziadek mi opowiadał, że dawniej, przed wojną, parafia była duża i mieszkańcy furmankami wyjeżdżali na tak zwany obchód pola. Jak wyjechali o godzinie 6.00, to wracali o 16.00. Szli obrzeżami całej parafii. My kontynuujemy ten zwyczaj, choć w zmienionej formie – wyjaśnia Jerzy Smelcerz, który w procesji uczestniczył ponad 40 razy.
Franciszek Baran poszedł po raz piąty, a Hubert Więckowski po raz czwarty. Obaj panowie mówili, że tradycja Emaus przechodzi w Sukowie z ojca na syna.
– U nas ta tradycja przechodzi z pokolenia na pokolenie. Mój dziadek przekazał tę tradycję mojemu tacie, tata przekazuje mnie, a jeśli ja będę miał taką możliwość, to pewnie też przekażę ją dalej – mówił Franciszek Baran.
W czasie wędrówki mężczyźni śpiewali pieśni wielkopostne. Zwieńczeniem przemarszu jest msza święta w kościele Najświętszej Marii Panny Królowej Polski w Sukowie. W nabożeństwie wziął udział ksiądz biskup Marian Florczyk. Biskup pomocniczy diecezji kieleckiej jest silnie związany z tą świątynią, ponieważ tam przyjmował sakrament chrztu i bierzmowania.